Bo czasem tak jest, że poznajecie się i pierwsze
wrażenie nie jest najlepsze. Od razu jesteście do kogoś uprzedzeni. Ale potem
widzicie, jak ta druga osoba stara się was do siebie przekonać. Za wszelką
cenę. Nie odpuszcza. To Wam imponuje. Zaczynacie doceniać w niej stopniowo
wszystko. Na początku jest to uśmiech, potem śliczne oczy, poczucie humoru,
dystans do siebie, determinacja w dążeniu do zamierzonego celu. Po kilku
wspólnych imprezach zdajecie sobie sprawę, że początkowa nienawiść ustąpiła
pola sympatii. Spędzacie z tą drugą osobą coraz więcej czasu, wygłupiacie się.
W końcu dochodzicie do wniosku, że nic nie jest w stanie odciągnąć od Was tego
kogoś. Zawsze jest przy Was, pociesza. Wiecie, że możecie na tę osobę liczyć.
Jesteście jednak na tyle ślepi, że szukacie miłości. Takiej jak z bajek.
Szukacie jej i zupełnie nie zdajecie sobie sprawy, że ona czai się tuż za
rogiem. Że jest na świecie ktoś, kto kocha Was bezgranicznie. Musicie jednak
się od siebie oddalić na pewien czas, żeby wszystko zrozumieć. Żeby dotarło do
Was, że tak naprawdę Wasze serce już od kilku lat bije dla innej osoby – nie
należy już do Was. Trudno przychodzi Wam jednak przyswojenie tego faktu, bo jak
to? Przecież w takim miejscu nie można spotkać miłości. Nie można też się
zakochać w kimś, kto nie życzy najlepiej Waszej ukochanej drużynie. Zwłaszcza,
kiedy sport jest nieodłączną częścią Waszej ziemskiej egzystencji…
No to teraz Wam coś powiem. Miłość może spotkać Was
wszędzie. Dosłownie. Na mnie spadła zupełnie niespodziewanie. Nigdy nie
spodziewałabym się, że zakocham się w piłkarzu Realu Madryt – odwiecznego
rywala mojej FC Barcelony. Jedna szybka decyzja – „Dobra, Zinedine, ja jednak z tobą pójdę” – tak znalazłam się na
stadionie w dniu tego pamiętnego treningu. Miłość spotkała mnie na
znienawidzonym przez culés obiekcie. Dopadła mnie na murawie Estadio Santiago
Bernabéu. Kto by się spodziewał, co? A tu proszę. Najwidoczniej można mieć
bordowo-granatowe serce i białe sny jednocześnie. Jak się okazuje piłka nożna i
dwa zwaśnione zespoły odgrywają arcyważną rolę w moim życiu. Bez nich pewnie
nie byłabym teraz w tym miejscu. Nie poznałabym pewnego przystojnego acz
aroganckiego Portugalczyka na Santiago Bernabéu w Madrycie. Nie zaręczyłabym
się z nim na Camp Nou w Barcelonie. Nie wzięłabym z nim ślubu w przepięknej świątyni
o nazwie Sagrada Família. Nie wiodłabym teraz tak cudownego życia. Pełnego
radości, niespodzianek, troski, miłości… Czuję, że jestem teraz w pełni sobą. A
kim jestem?
Nazywam się Catalina Beckham Martinez
dos Santos Aveiro. Mam 28 lat i własne biuro projektowe. Mieszkam w ślicznym
domu w Madrycie, ale często podróżuję także między Londynem oraz Barceloną.
Lecz co najważniejsze – jestem szczęśliwą żoną i matką 3 słodkich brzdąców –
Cristiano Ronaldo Jr, Hugo Lionela oraz malutkiej Carmen Lourdes. A, jest
jeszcze Jaime Iker lub Daniela Rita, ale to się okaże za dwa tygodnie. A teraz
wybaczcie, ale muszę już uciekać, bo za godzinę rozpoczyna się El Clásico na
Camp Nou. Czekałam na ten wieczór tyle miesięcy. Lecę kibicować! ¡Vamos!
PROSZĘ KAŻDEGO, KTO PRZECZYTA TO OPOWIADANIE, O POZOSTAWIENIE PO SOBIE ŚLADU W POSTACI KOMENTARZA - NIE MUSI TO BYĆ NIC SPECJALNEGO CZY DŁUGIEGO. CHCĘ PO PROSTU WIEDZIEĆ, ILE OSÓB TO CZYTAŁO I CZY JEST SENS CIĄGNĄĆ TĘ PRZYGODĘ Z BLOGGEREM.
ZA KAŻDY KOMENTARZ DZIĘKUJĘ. :)
***
I tak oto dobrnęliśmy do końca tego opowiadania.
Mogę je teraz oficjalnie uznać za zakończone.
Nie będę jednak ukrywać, że troszkę będę tęskniła za tą historią.
No właśnie. Chyba jestem Wam winna nieco wyjaśnień.
A więc...
Przede wszystkim kwestia nazwy tego bloga - "Corazón azulgrana, sueños blancos",
czyli w wolnym tłumaczeniu "Serce blaugrana, białe sny".
Skąd ten pomysł? Cóż... Ogromny wpływ miała na to piosenka Shakiry z albumu "Pies descalzos".
Podpasowały mi te "białe sny", ale niezbyt nadawała się pierwsza część tytułu.
Tak więc pojawiła się wizja serca w kolorze blaugrana.
Teraz odnośnie fabuły.
Otóż, z początku pomysł nieco odbiegał od wykonania.
Zamysł był niby ponowny, jednak w głównych rolach mieli tutaj zawitać zupełnie inni piłkarze.
I w walce o serce głównej bohaterki miał zwyciężyć gracz Dumy Katalonii.
A jak wyszło? Z epizodycznego CR7 zrobił mi się główny bohater - ups! :p
Niemniej jednak, ja sama jestem zadowolona z efektu końcowego.
Muszę przyznać, że jest to opowiadanie, które pisało mi się zdecydowanie najłatwiej i najprzyjemniej - aż dziw. :D
Nie chciałam Was zanudzać i ciągnąć tego w nieskończoność, więc zakończyłam tak, a nie inaczej.
Tak czy siak nie odchodzę JESZCZE z bloggera.
Przecież mam coś innego do dokończenia, nie? :)
Więc oficjalnie ogłaszam, iż blogi, które są publikowane zostaną dokończone.
A co potem? Nie mam pojęcia.
Jeśli będziecie nadal wyrażać chęć, to mogę się z Wami podzielić moimi bazgrołami. ;)
Buziaki ;*
EDIT: Mówią, że bohaterka często jest odzwierciedleniem autorki.
Teraz mogę się już chyba przyznać - w Catalinie jest bardzo dużo mnie.
Ciekawa jestem, czy zgadlibyście, jakie cechy zaczerpnęłam od siebie. ;)
EDIT: Mówią, że bohaterka często jest odzwierciedleniem autorki.
Teraz mogę się już chyba przyznać - w Catalinie jest bardzo dużo mnie.
Ciekawa jestem, czy zgadlibyście, jakie cechy zaczerpnęłam od siebie. ;)
Wspaniałe opowiadanie =D to było coś innego i bardzo fajnie się czytało ;) czekam no kolejne twoje dzieła ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :) Serdecznie zapraszam do zajrzenia na mój profil w Google+, bo tam w zakładce "O mnie" znajdziecie linki do stron, na których mnie można aktualnie znaleźć. ;D
UsuńLILI ! uwielbiam Cię ! :D Najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam. Wiem, wiem... piszę Ci to za każdym razem, gdy kończysz jakieś, ale co ja poradzę, że co jedno to lepsze ? Przekonać mnie CR7 ?! Powiedziałabym, że niewykonalne, ale Twoje historia... WOW !
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że boje się kolejnych opowiadań, bo co jedno to lepsze... Ty masz jakieś maksimum możliwości ?
Już się nie mogę doczekać żeby zobaczyć co masz jeszcze w zanadrzu... :D
Buziaki ;*
amystory (fbl)
Pamiętam, jak jeszcze rozgryzałaś na fbl, o kim będzie ta historia. I skapnęłaś się po tym, jak napisałam, że mnie zabijecie. :p Że ja Ciebie przekonałam do CR7? Kochana, ja przekonałam do niego SAMĄ SIEBIE! :'D Bardzo Ci dziękuję za tak miłe słowa. A co do mojego maksimum... to pozwolisz, że ocenimy to po zakończeniu "My new resolution...", ok? Bo coś mi się wydaje, że to ono okaże się szczytem moich możliwości. Chociaż w zanadrzu mam nowy pomysł. ;D
UsuńBuziaki ;*
Cudowny koniec. Nie będę się rozpisywać bo to robi się powoli nudne XD.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że zakończyło się szczęśliwie. Oczywiście jest to moje kolejne ulubione opowiadanie Twojego autorstwa. To już rutyna!
Dla mnie jesteś najlepsza i proszę pisz nam jeszcze długo tak cudowne historie. <3
Kocham, uwielbiam, szanuje, podziwiam. ;*
Ja też się nie będę rozpisywać - po prostu dziękuję ;*
UsuńCudowny blog <3
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę wielki talent, potrafisz tak wciągnąć człowiek w czytanie niby zwykłej historii ;3
Dziękuję i całuje mocno!/Zuza
Jejku, bardzo Ci dziękuję, kochana ;*
UsuńJako cichy czytelnik z niecierpliwością czekałam na każdy kolejny rozdział. Czułam jakbym siedziała na szpilkach, bo naprawdę dobrze się to czytało! Zdecydowanie jest to jeden z moich ulubionych blogów, a muszę przyznać, że nie jest łatwo mi dogodzić XD
OdpowiedzUsuńPoza całą fabułą, która jest świetna, spodobała mi się relacja Leo Messi - Cristiano Ronaldo.
Jestem obecna na pozostałych dwóch blogach, oczekując na kolejne części.
Życzę weny i pozdrawiam ;)
Bardzo mi miło. Dziękuję za ciepłe słowa. :)
UsuńTo było jedno z najlepszych opowiadań jakie czytam, a jest tego sporo. Piszesz świetnie. Szkoda, że kończysz już tego bloga, ale czekam na kolejnego. :* <3 /Kinia
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję. :) W takim razie zapraszam tutaj:
Usuńhttp://somos-una-familia.blogspot.com/
http://life-has-already-bit-me.blogspot.com/
Tyle emocji było w tym blogu hah :P kłótni i tego wszystkiego <3
OdpowiedzUsuńBlog cudowny, uwielbiam twój lekki sposób pisania. Od początku do konca trzymałaś mnie w niepewności :D
A co najważniejsze, dzięki Tobie przekonałam sie do Cristiano :)
Wiem że się powtarzam ale musiałam <3
To prawda, było sporo kłótni - taki był mój zamysł na tego bloga. A kreacją Cristiano chciałam chyba poniekąd przekonać do niego samą siebie. ;D Dziękuję, że byłaś na tym blogu. <3
UsuńCudowny jeden z lepszych jakie czytałam c:
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńŚwietne
OdpowiedzUsuńJuż tęsknię :( <3
OdpowiedzUsuńW takim razie wnioskuję, że się podobało. ;D
UsuńOtóż ogłaszam iż jestem Twoim czytelnikiem z największym zapłonem. Xd tyle dni od wstawienia prologu, a ja teraz komentuje, ale dobra, to opowiadanie było cudowne i naprawdę polubiłam Crisa, ale chyba tylko w twojej wersii. 😁
OdpowiedzUsuńNiezmiernie się cieszę, że Ci się spodobało. ;*
UsuńTrafiłam tutaj przypadkiem , ale przyznam że blog bardzo mi sie spodobał. Po przeczytaniu informacji o Tb byłam ciekawa jak wgl opiszesz tą historie. Pozytywnie mnie zaskoczyłaś. Pisze to prawdziwa Madridistka od 13 lat :D. Swoim opowiadaniem przekonałaś mnie troche do Messiego :). Serdecznie pozdrawiam , nie ważne komu kibicujemy , łączy nas piłka ;).
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że wiele osób było bardzo zdziwionych doborem bohaterów i samym faktem, że poruszyłam temat Realu Madryt. Sama trochę się obawiałam, czy dam radę i nie palnę czegoś głupiego. :p Niezmiernie się cieszę, że Ci się spodobało, tym bardziej, że jesteś Madridistką. I jestem tego samego zdania - łączy nas piłka, a szacunek należy się każdemu rywalowi. ;)
UsuńPrzeczytałam! I podobało mi się całkiem :)
OdpowiedzUsuńIleż ten Ronaldo czekał żeby przejrzeć na ocxy!
^.-
Miło mi. ;) A i owszem, naczekał się. :p
Usuń