30.07.2015

13

                Cały wieczór spędziłam z Królewskimi. Oczywiście nie ze wszystkimi, ale z częścią. Z całą drużyną nie wytrzymałabym chyba nerwowo. Poszliśmy razem do baru na piwo. Był Cristiano, Pepe, Iker, Sergio, Marcelo, Karim, James, Sami, Álvaro, Carvajal, nowy nabytek czyli Lucas Silva, no i ja. Panom jakoś nie przeszkadzało, że byłam jedyną kobietą w tym towarzystwie. Uznawali mnie za swoją, ponieważ nie raz byłam naocznym świadkiem ich ekscesów, a mimo wszystko nie odwróciłam się od nich, a wręcz przeciwnie – wielokrotnie ratowałam im te ich królewskie tyłki. A bo to mało razy coś odwalili i musiałam po nich jechać? Mało razy spili się tak, że musiałam ich u siebie przenocować i kryć przed ich partnerkami? Jak urodził się Martin, oczywiście musieli zrobić pępkowe. Napili się w trzy dupy. No ale ok. W końcu to pierworodny kapitana przyszedł na świat. Normalni faceci poszliby po imprezie do domów albo zasnęli wszyscy tam, gdzie spożywali alkohol. Ale nie zawodnicy Los Blancos. Wtedy wszyscy jak jeden mąż wsiedli w samolot i przylecieli do mnie do Londynu! Rozumiecie to?! Ja sobie smacznie śpię, aż tu ktoś nagle rzuca patykiem w okno. Wstaję, wychylam się i co widzę? Naprutych, uśmiechniętych jak nigdy piłkarzy, którzy krzyczą, żebym ich zaprowadziła pod Buckingham Palace, bo chcą poznać królową! Na całe szczęście Cruz i Romeo zostali na noc u kolegów, a Vicky była na jakimś pokazie w Mediolanie, więc szybko zgarnęłam nietrzeźwych mężczyzn do domu Beckhamów i próbowałam ich uśpić. Zrobili jednak taki hałas, że David i Brooklyn się obudzili. No nie powiem. Młody miał niezły ubaw, ale jego ojciec już taki zadowolony nie był. Ale z drugiej strony, który facet by się cieszył, gdyby Pepe wyznał mu miłość od pierwszego wejrzenia? Chyba żaden. A już na pewno nie mój wujek. Koniec końców, imprezowicze obudzili się nazajutrz w innym państwie, na wyspach i zupełnie nie wiedzieli jakim cudem. Myślałam, że ich tam pozabijam. Przestraszony całą sytuacją Casillas dzwonił aż do Carbonero. Dziewczyna sama była wściekła na bramkarza, że zamiast być z nią i ich synkiem, błąkał się gdzieś po Europie, ale uspokoiła mnie i obiecała, że gdy tylko wyjdzie ze szpitala, to da mi znać, ja przyjadę do Madrytu i razem damy im wszystkim nieźle popalić. Biedni chłopcy nie mieli życia, bo dodatkowo José podłapał nasz pomysł i pomagał nam, a to w nagrodę za to, uwaga, uwaga… że go ze sobą nie zabrali! Ja chyba nigdy nie zrozumiem facetów związanych z Realem. Oni byli pokręceni, delikatnie mówiąc.
                Siedziałam tak zamyślona, trzymając w dłoni kufel bursztynowego trunku, kiedy poczułam, że ktoś pukał mnie w czoło. Ramos!
- Halo, ziemia do Hiszpanko-angielki, która kocha  Barçę, ale siedzi z piłkarzami Realu Madryt! – machał mi przed oczami wielką dłonią.
- Czego, Ramos? – warknęłam, biorąc łyk.
- Mówiłem właśnie, że robię w niedzielę imprezę i że jesteście wszyscy zaproszeni. Tak po meczu z Getafe. Będziemy świętować zwycięstwo. – wyszczerzył się – Przyjdziesz, prawda?
- No nie wiem, nie wiem – chichotałam, a on momentalnie posmutniał.
- Nie zrobisz mi tego! – pisnął – Musisz przyjść! Jak nie przyjdziesz, to…to… - jąkał się – Mam! – pacnął się w czoło. Cóż, ktoś to w końcu musiał zrobić – Jak nie przyjdziesz dobrowolnie, to cię porwiemy! – zakrztusiłam się – Chłopaki, pomożecie? - a oni zgodnie pokiwali głowami, co mnie nieźle zdziwiło.
- Aveiro? – popatrzyłam na niego uważnie – Nie pomożesz przyszłej żonie? – zatrzepotałam rzęsami.
- Ale… Stawiasz mnie między młotem a kowadłem. – był zdezorientowany, zupełnie nie wiedząc, co ma zrobić - Po prostu chodźmy na tę imprezę i już – niemalże błagał.
- Ok, ok. Przyjdziemy – stuknęłam się kuflem z Ramosem.
- Jej! – cieszył się jak małe dziecko.

***
                Domówka u Sergio zbliżała się wielkimi krokami, więc po odprężającej kąpieli wzięłam się do roboty. Włosy ułożyłam w niedbałego niskiego koczka z warkoczem, na oku zrobiłam grubą kreskę eyelinerem, popsikałam się dokładnie perfumami i poszłam do garderoby, żeby się ubrać. Padło na kolorową mini od VERSACE. Postanowiłam prawie całkowicie zrezygnować z biżuterii. Wzięłam tylko maleńkie kolczyki i mój pierścionek.
                Punkt 19:00 do moich drzwi zapukał Portugalczyk. Szeroko uśmiechnął się na mój widok, ale to dopiero po chwili, bo na początku wyglądał, jakby mu zaraz oczy z orbit miały wyjść. Wystawił w moją stronę ramię, które od razu pochwyciłam. Wsiedliśmy do jednego z jego licznych aut i udaliśmy się w kierunku miejsca zamieszkania hiszpańskiego obrońcy oraz Pilar.
                Po dotarciu przywitały nas gwizdy. No tak, przecież przyjechaliśmy razem, więc coś musiało być na rzeczy. Pokazałam piłkarzom środkowy palec i bez ogródek podeszłam do panny Rubio. Uściskałam ją mocno i zaciągnęłam w stronę barku. Rodríguez nie pił i bawił się w barmana. Tym lepiej dla mnie. Zamówiłam martini, które już po chwili pochłonęłam. Wskazałam na naczynie w geście „jeszcze raz to samo”. Nie żeby coś, ale po prostu czasem denerwowało mnie zachowanie chłopaków. Na całe szczęście się uspokoili i darowali sobie wszelkie aluzje.
                Wirowałam w tańcu razem z Sarą, której, nawiasem mówiąc, dawno nie widziałam. Trwałoby to w najlepsze, gdyby nie odbił mnie Lucas. Był w świetnym humorze, co od razu udzieliło się również mnie. Kiedy po szaleńczych piruetach postanowiliśmy nieco ochłonąć, chłopak objął mnie w talii, a jego ręka zaczęła się zniżać. Szczerze powiedziawszy, nie przeszkadzało mi to, bo w towarzystwie tych świrusów, nie takie rzeczy miały miejsce. Na nieszczęście mojego towarzysza, dojrzeli nas Cristiano i Benzema. Silva nadal się do mnie rozbrajająco uśmiechał, więc odwdzięczałam mu się tym samym. Niestety Portugalczyk nie był już taki zadowolony, kiedy dojrzał, gdzie znajdowała się dłoń nowego kolegi z drużyny. Widziałam w jego oczach iskierki furii, więc podeszłam do Karima i szepnęłam mu na ucho:
- Dopilnuj, żeby ten idiota czegoś nie zbroił, a ja idę do dziewczyn – cmoknęłam go w policzek i się ulotniłam. Miałam już dosyć takich sytuacji jak ta. Ronaldo mordował wzrokiem każdego faceta, który zbliżył się do mnie na odległość mniejszą niż metr. To jakaś paranoja! No ludzie, przecież my nawet parą nie byliśmy!
                Dalszą część wieczoru spędziłam z Carbonero i Rubio. Uwielbiałam te dwie kobiety. Jednak troszkę przesadziłam z alkoholem i chyba tańczyłam na stole. Tak, zdecydowanie. Potem dołączył do mnie Sergio i Lucas. Kiedy zeskoczyłam z blatu, najnowszy z zawodników wziął mnie na ręce i zaniósł do wskazanej przez gospodarza sypialni. Rzucił mnie na łóżko, a sam zajął miejsce obok mnie. Zaśmiałam się, gdy mnie objął.
- Hej, robaczki, nie przeszkadzajcie sobie. Ja się tu tylko prześpię – mruczał Benzema, usiłując ściągnąć spodnie. Całe szczęście nie udało mu się to, ponieważ potknął się i runął jak długi na posłanie. I tak oto zasnęłam pomiędzy dwoma piłkarzami Realu Madryt.


***
Bon dia!
No, Robaczki moje, wracam po urlopowej przerwie!
I mamy kolejny rozdział. Jak się podoba?
Piszcie, co sądzicie.
Przepraszam, że nie komentowałam przez ten czas Waszych opowiadań,
ale dzisiaj zaczynam wszystko nadrabiać i z pewnością skomentuję ;)
Pokażcie, że tu ze mną jesteście!!
Buziaki <3

18.07.2015

12

                Ubrana w ciepłą, czarną bluzę w paski z metalicznym napisem LOCAL HEROES, czarne legginsy od ADIDASA i trampki z włosami związanymi w luźny koczek siedziałam na wielkim, perskim dywanie i gilgotałam niespełna pięciolatka.


Chłopiec śmiał się wniebogłosy. Naprawdę lubiłam tego szkraba. To niesamowite jak bardzo był podobny do swego ojca.
Nasza zabawa trwała w najlepsze, kiedy nagle przerwał ją dzwonek do drzwi. Niechętnie poderwałam się na nogi i poszłam otworzyć. W wejściu zobaczyłam świetnie mi znaną postać. Wysoka, szczupła brunetka uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Przytuliłam ją i wpuściłam do środka, gdzie od razu dopadł ją mini Cristiano.
- Crisa nie ma. – powiedziałam – Ma trening. Chociaż w zasadzie powinien już tu być – dodałam spoglądając na zegarek.
- Nie szkodzi. Może to i lepiej? Ja w sumie to z tobą chciałam porozmawiać.
- Ze mną? No ok. To poczekaj chwilkę. – ruszyłam w stronę chłopczyka – Junior, leć na górę do babci, dobrze? Ja porozmawiam z ciocią. – nie musiałam długo czekać na wykonanie mojej prośby, więc szybko skierowałam się do gościa – Salon czy kuchnia?
- Kuchnia. Mniejsze prawdopodobieństwo, że mały coś usłyszy – uniosła kąciki ust do góry.
- Kawy? – pokiwała głową. Już po chwili siedziałyśmy naprzeciw siebie przy stole kuchennym, popijając kofeinowy napar.
- Wiesz, trochę mi głupio, bo w sumie to nie moja sprawa i nie powinnam się wtrącać… - zaczęła niepewnie.
- Irina, daj spokój. Mów, o co chodzi – zachęciłam.
- Czemu mi nie powiedziałaś wcześniej, że między wami coś jest? – wypaliła, a mnie zamurowało – Gdybyś powiedziała cokolwiek, to szybciej zakończyłabym ten i tak nieistniejący związek.
- Nie, błagam. – jęknęłam – Ty też czytasz te szmatławce i im wierzysz?
- Nie, ale któryś z piłkarzy wstawił zdjęcia z waszych zaręczyn… - czuła się najwyraźniej niezręcznie – Nie zrozum mnie źle. Ja się cieszę waszym szczęściem. I gratuluję. Ale mimo wszystko mogliście mi coś powiedzieć…
- Irina, ja nie jestem z Ronaldo. To były tylko takie wygłupy – pogładziłam ją po dłoni.
- A gala w Zurychu?
- Nie chciał jechać sam. Denerwował się, chociaż sam by tego nie przyznał. Poza tym wiedział, że moim marzeniem było poznać Messiego – wyszczerzyłam się.
- Podobno jesteś w ciąży? – uniosła wysoko lewą brew.
- A wyglądam na kobietę w ciąży? – prychnęłam – O ile mi wiadomo, to nie noszę nikogo w brzuchu. Przytyć chyba też za bardzo nie przytyłam – zachichotałam.
- Przepraszam, nie wiedziałam. Jakoś się zdążyłam trochę odzwyczaić od tych pismaków. Dwaynem nie przejmują się aż tak bardzo – posłała mi delikatny uśmiech.
- Czyli to prawda? Jesteś z The Rockiem?
- Mhm – zarumieniła się.
- Uwielbiam go za rolę w „Szybkich i wściekłych” .
- Przekażę mu. – zaśmiała się – A teraz już się będę zbierać. Przyjechałam tu prosto z lotniska. Muszę jechać by wynająć pokój w hotelu.
- Na ile przyjechałaś?
- 3 dni. Właśnie, - rzuciła, jakby ją olśniło – mam 2 bilety do opery na jutro. Chętna? „Carmen”. Wiem, że ją uwielbiasz – kusiła.
- No dobra. – uległam – Ale wiesz co? Po co masz się zatrzymywać w hotelu, skoro ja mam ogromne mieszkanie? Spokojnie się pomieścimy. – mrugnęłam do niej okiem – Nagadamy się, napijemy wina?
- A nie będę przeszkadzać?
- Nie żartuj. Miałam poczekać na tego piłkarzyka, ale co mi tam. W końcu kto późno przychodzi, ten sam sobie szkodzi. – odwróciłam się w stronę schodów i zawołałam Juniora, który już po chwili był w salonie – Mogę cię o coś prosić? – pokiwał główką – Powiesz tatusiowi, że przyszłam i na niego czekałam, ale się nie doczekałam i sobie poszłam? I wzruszysz ramionkami, ok? – posłałam mu cudowny uśmiech.
- Dobrze, ciociu – cmoknął mnie i Shayk w policzek i ponownie pobiegł do babci.

***
                Wpuściłam tymczasową współlokatorkę do mojego apartamentu i prosiłam, by czuła się jak u siebie. Modelka dokładnie przyglądała się pomieszczeniu. Utrzymany w beżowo-szarej tonacji salon, w którym znajdowała się wielka kanapa, połączony był z kuchnią, gdzie znajdował się wielki, szklany stół i osiem krzeseł. 

Pokazałam jej łazienkę, w której było mnóstwo drewna. Duża wanna, kinkieciki. Dziewczyna od razu się uśmiechnęła, kiedy zabrałam ją do jej tymczasowego lokum. 
Dominowała tam biel, granat i szarość. Najważniejsza jednak była wcale nie taka mała, jak się wydawało szafa, schowana za zasłonami. Następnie pokazałam jej moją sypialnię skąpaną w całości w beżach i moje ulubiona miejsce w tym mieszkaniu, a mianowicie moją cudowną garderobę.

Zabrałam ją też na niewielki, aczkolwiek przyjemny balkon.
Poinformowałam ją też, że w apartamencie znajdowały się jeszcze dwa pokoje gościnne, w których zazwyczaj nocowali Beckhamowie.
                Wieczorem ubrałyśmy się obie w dresy i zasiadłyśmy na kanapie. Miałyśmy zrobić sobie taki prawdziwy babski wieczór, toteż zaczęłyśmy od manicure’u. Irina postawiła na biały ze złotym, a mi pomalowała paznokcie na pudrowy róż z elementami czerni. 


Kiedy wypiłyśmy już butelkę wina i miałyśmy ustalić, która z nas pójdzie do sklepu, nasz problem sam się rozwiązał. Bowiem w progu mojego mieszkania stanął nie kto inny jak Cristiano. Stał oparty o futrynę i zadziornie się do mnie uśmiechał. W ręku trzymał butelkę mojego ulubionego trunku z winnicy Andréasa Iniesty.
- Junior mówił, że byłaś i czekałaś, ale się na mnie nie doczekałaś. Więc tak sobie pomyślałem, że muszę ci to jakoś wynagrodzić i wpadnę do ciebie – wyglądał tak uroczo.
- Wiesz, to bardzo miłe, ale ja tak jakby jestem zajęta. – rzuciłam niepewnie, a on posmutniał. Pewnie pomyślał, że trzymam w sypialni jakiegoś faceta – Urządzamy sobie taki babski wieczór z Iriną.
- Z Iriną? A co ona u ciebie robi? – zdenerwował się.
- Była u ciebie rano. Chciała ze mną pogadać. Miała żal, że nic jej wcześniej nie powiedziałam, że coś między nami – pokazałam palcem najpierw na siebie, a potem na niego – jest. Ale wytłumaczyłam jej wszystko. I stwierdziłyśmy, że po co ma wydawać kasę na hotel, skoro może zostać u mnie – uśmiechnęłam się.
- Jasne. – burknął – Trzymaj wino. Przyda wam się – i poszedł, a ja wróciłam do salonu.
- Patrz, co mam! – pomachałam jej przed oczami butelką – Sam pan Aveiro nam je przyniósł  - zaśmiałyśmy się obie.
                Gadałyśmy o przeróżnych rzeczach. Trochę poplotkowałyśmy, troszkę się sobie pozwierzałyśmy i opróżniłyśmy kolejną butelkę. Przygotowałam nam małe przekąski, a Rosjanka wybrała film. Padło na „Trzy metry nad niebem”. Ryczałyśmy jak głupie, kiedy zginął Pollo. Do sypialni rozeszłyśmy się koło drugiej.

***
                Z samego rana postanowiłyśmy udać się najpierw na zakupy, a następnie do fryzjera i kosmetyczki. Jak szaleć, to szaleć. Jako że niedawno dostałam honorarium za pierwsze barcelońskie zlecenie, postanowiłam kupić coś moim chłopcom. No więc skończyło się tak, że wróciłam do domu z 4 identycznymi granatowymi marynarkami. Pasowały zarówno do zestawu wyjściowego, jak i casualowego. Miałam nadzieję, że Brooklyn, Romeo i Cruz się ucieszą. Przecież lubili takie klimaty. A czwarta? A czwarta marynareczka była dla Juniora. Nie mogłam się oprzeć, widząc to małe cudo.
                Po późnym obiedzie na mieście, przyszedł czas na szykowanie się do opery. Ja ubrałam czarną midi od HANEY,
a Irina czarną obcisłą midi marki HERVE LEGER. 
Obie zostawiłyśmy rozpuszczone włosy, które zostały dziś lekko podcięte i ślicznie wyprostowane. Umalowałyśmy się szybko i wyszłyśmy przed apartamentowiec, gdzie już czekała na nas taksówka. Uwielbiałam operę. „Carmen” to mój ulubiony spektakl. Chyba nigdy mi się nie znudzi. Siedziałyśmy na widowni i z uwagą przyglądałyśmy się poczynaniom śpiewaków. Te arie zawsze wywoływały u mnie gęsią skórkę. Zupełnie jak El Clásico. Nie no, ja się chyba zabiję za to porównanie… Ale taka prawda.


***
- Jakby co, to dzwoń. Mam teraz trochę wolnego czasu, więc jeśli byś się jednak zdecydowała na Barbados… - cmoknęła mnie w oba policzki i puściła oczko.
- Obiecuję, że jak tylko zmienię zdanie, to się odezwę. – zaśmiałam się – Jeszcze tu trochę posiedzę, a potem muszę pomóc Vic w przygotowaniach do tygodnia mody, więc przenoszę się na jakiś czas do Anglii.
- O, no to może cię odwiedzę?
- Zapraszam. – uśmiechnęłam się – Może w końcu byście się z Ritą poznały. Dobra, leć, bo już wywołują twój lot. Jeszcze nie zdążysz, a ja nie chcę sobie nagrabić u The Rocka – chichotałam i po raz ostatni przytuliłam koleżankę.




***
OK, zostałam przekonana, aby rozdział 
pojawił się jeszcze przed moim wyjazdem.
Proszę, aby każdy, kto czyta, 
zostawił po sobie ślad w postaci komentarza.
To dla mnie bardzo ważne, ponieważ nie wiem, 
czy jest sens kontynuować tę historię...
No to ja spadam się wyspać 
przed jutrzejszą podróżą. ;-)
Buziaczki <3

15.07.2015

11

                Na dół udaliśmy się całą czwórką. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Powiedziałam nowym znajomym o tym, że mieszkam już w Barcelonie. Zdradziłam też tajemnicę, jaką był mój zawód. To akurat bardzo ucieszyło Roccuzzo, bo okazało się, iż państwo Messi budują dom i przydałaby im się fachowa pomoc. Nie myśląc wiele, podałam brunetce swoje namiary i zapewniłam o chęci do współpracy.
Kiedy dotarliśmy do szklanych drzwi prowadzących na zewnątrz, musieliśmy się rozstać i wsiąść do uprzednio „zaklepanych” pojazdów. Musiałam przyznać, że nie odczuwałam żadnej tremy, ani nic w tym stylu. W duchu dziękowałam Victorii, że zabierała mnie ze sobą na wszystkie pokazy mody, otwarcia i różnego rodzaju eventy. Przydało się. Jednak błysk fleszy na początku nieco mnie oślepił. Zamrugałam kilka razy i kroczyłam przy Portugalczyku, który rozdawał fanom autografy. Chociaż byłam pewna, że nie tylko swoim fanom. Każdy, kto już tu był, chciał mieć sygnatury wszystkich piłkarzy. W końcu przyjeżdżali tutaj ci najlepsi z najlepszych. Po jakichś dziesięciu minutach, Cristiano zakończył żmudną pracę, podszedł do mnie, uśmiechnął się uroczo, złapał za rękę i poprowadził wzdłuż tak zwanej ścianki. Przystanęliśmy na chwilę, żeby ludzie mogli nas sfotografować. Poczułam dłoń Portugalczyka na swoim biodrze, a na moje usta wkradł się szeroki uśmiech. Po chwili pozowania udaliśmy się do środka. Zajęliśmy przynależne nam miejsca – z samego przodu, tuż obok Lionela i Antonelli. Ucieszyłam się, bo ich towarzystwo bardzo mi odpowiadało.
                Zaczęła się gala, a potem wręczano kolejne statuetki. Zaprezentowano między innymi najlepszą jedenastkę roku 2014, na którą składali się: Manuel Neuer, Sergio Ramos, David Luiz, Thiago Silva, Philipp Lahm, Andrés Iniesta, Toni Kroos, Ángel Di María, Arjen Robben, Lionel Messi oraz Cristiano Ronaldo. Jakież było zdziwienie obrońcy Królewskich, kiedy dojrzał mnie przed sceną. Widziałam, jak szturchnął kolegę z drużyny i o coś go pytał, ale ten tylko się uśmiechnął i ruszył w moją stronę. Jedną z bardziej prestiżowych nagród była nagroda Puskása za najpiękniejszego gola, a jej laureatem został James Rodríguez, który również był zaskoczony moją obecnością. No czy oni wszyscy się zmówili, czy jak?! Przecież ja tylko towarzyszyłam przyjacielowi na gali…
                Jednak najważniejsza można by rzec nagroda tego wieczora została przyznana na końcu. Taka wisienka na torcie. Widziałam, że mimo wszystko brunet nieco się denerwował. Zwłaszcza, że na sali był też Junior. Na jakieś pół godziny przed ceremonią przyjechał do Zurychu z babcią. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco do reprezentanta Portugalii i pogładziłam go po udzie. Rozluźnił się nieco i złapał mnie za dłoń. Dobrze wiedział, że gdyby to ode mnie zależało, nagrodę otrzymałby Argentyńczyk, ale najwidoczniej sama moja obecność dodawała mu otuchy.
                Kiedy otwierano kopertę z wynikiem, większość zebranych na sali wstrzymała oddech. Miało się okazać, który z piłkarzy zostanie uhonorowany przez FIFĘ.
- A Złotą Piłkę 2014 otrzymuje… - tik, tak, tik, tak – Cristiano Ronaldo!
                Brunet natychmiast poderwał się z miejsca, a ja razem z nim. Przytuliłam go mocno i cmoknęłam w policzek. Nie mogłam sobie pozwolić na nic więcej, bo zewsząd otaczały nas kamery i fotoreporterzy. Poprawiłam mu muszkę i powiedziałam na ucho:
- Tylko, Cris, błagam cię. Nie zrób niczego głupiego! Nie mam zamiaru się za ciebie wstydzić.
- Spokojnie, Skarbie. Gdzie Cristianito? – szukał wzrokiem synka.
- Czeka już na ciebie na scenie. – zaśmiałam się i wypchnęłam go w stronę podestu – Przykro mi. – zwróciłam się do Messiego – Dla mnie i tak zawsze będziesz królem. – puściłam mu oczko – A twoja żona jest prześliczną królową.
- Nie no, ja to chyba muszę nagrać, bo chłopcy z drużyny za nic w świecie mi nie uwierzą – chichotał.
- Mogę do was wpaść po marcowym El Clásico i wszystko potwierdzić. – uśmiechnęłam się, ale po chwili, na mojej twarzy zagościł grymas. CR7 odebrał nagrodę i po uściskaniu małego… zaryczał jak lew! Nie wierzyłam własnym oczom i uszom – A ja go tak prosiłam…
- Spokojnie. – poklepał mnie po ramieniu Leo – Nie byłby sobą, gdyby czegoś nie odwalił. Cieszy się z nagrody. To normalne.
- No nie wiem. Ty jakoś potrafiłeś się zachować, a on? – jęknęłam – Szkoda gadać.
                Reszta gali minęła już spokojniej. Cris wrócił ze Złotą Piłką i oczywiście nie mogło obejść się bez pamiątkowego zdjęcia. Cóż, przynajmniej mogłam się pochwalić tym, że miałam z nią zdjęcie. Poszliśmy jeszcze na krótkie after party razem z pozostałymi piłkarzami i ich partnerkami. Jak ja dawno nie widziałam Pilar! Rubio naprawdę wyładniała. W ślicznej granatowej kiecce z rozcięciem wyglądała jak milion dolarów. Długo rozmawiałyśmy, bo miałyśmy co nieco do nadrobienia… Pożegnałam się jeszcze z argentyńską parą, ponieważ oni od razu wracali do Barcelony. Z kolei ja i Cristiano mieliśmy nocować w hotelu, a polecieć dopiero rano. Mama Portugalczyka zaraz po wręczeniu nagród zabrała do pokoju wnuka, a nam kazała się dobrze bawić.

***
                Zmęczona ilością zdjęć, paparazzich, dziennikarzy i szumem wokół nas, ledwo weszłam do pokoju i nawet nie zapalając światła, zrzuciłam ze stóp szpilki marki GIANVITO ROSSI i wyszłam na balkon. Oparłam się o barierkę i zamknęłam oczy. Pozwoliłam, żeby wiatr otulił moją twarz. Usłyszałam odgłos stawianej na toaletce nagrody, a już po chwili na moich ramionach zagościła czarna marynarka, przesiąknięta perfumami Ronaldo. Wzięłam głęboki wdech i próbowałam się jakoś uspokoić, zapomnieć o tym wieczorze, ale gdy piłkarz przytulił się do mnie od tyłu, natychmiast się od niego odsunęłam.
- O co chodzi? – zapytał zdziwiony moim zachowaniem – Coś się stało? Zrobiłem coś?
- I ty się jeszcze pytasz? – prychnęłam i postanowiłam odwrócić się w jego stronę. Popatrzyłam na niego z wyrzutem – Ja cię tak prosiłam, żebyś nie zrobił z siebie idioty. A ty co? A ty jak zwykle miałeś to w dupie.
- Ej, Skarbie. Daj spokój. Przecież to nic takiego – chciał mnie przytulić, ale mu na to nie pozwoliłam.
- Nic takiego?! – nie wierzyłam – Wydarłeś się jak jakiś lew czy coś! Ogarnij się, Cristiano! Nie jesteś już dzieckiem. Jesteś ojcem! Odrobina rozwagi, spokoju by ci nie zaszkodziła. Mógłbyś czasami pomyśleć – ponownie odwróciłam się ku widokowi na park.
- Ale taki już jestem i nic na to nie poradzę! – wiedziałam, że zacisnął pięści – A skoro ty nie możesz się z tym pogodzić, to może w ogóle nie powinno cię tutaj być – wyrzucił z siebie. Auć. Zabolało. Czułam łzy pod powiekami. Pociągnęłam niemal niesłyszalnie nosem.
- Masz rację, Cristiano. Nie powinno mnie tu być. – wyszeptałam – To nie moje miejsce. I zaraz to naprawię – ruszyłam w stronę torby podróżnej, ale nagle poczułam jak ktoś mnie od niej odsuwał. Wtulił się w moje włosy i mocno do siebie przycisnął.
- Przepraszam. – powiedział, odwracając mnie do siebie – Nie chciałem tego powiedzieć. Ja po prostu chciałbym, żebyś nie zwracała uwagi na to, co się tutaj dzieje, tylko żebyś się razem ze mną cieszyła. Chociaż wiem, że według ciebie nie zasługuję na tę nagrodę…
- Gratuluję – popatrzyłam mu prosto w oczy i pogładziłam jego dokładnie ogolony policzek. Nachylił się nade mną i delikatnie musnął moje wargi, by po chwili całować je z coraz to większą namiętnością. Nim się obejrzałam, moja piękna sukienka leżała na podłodze, tak samo zresztą jak garnitur piłkarza. Delikatnie położył mnie na łóżku i pozbył się mojej bielizny. Zawisł nade mną i oparł się na łokciu. Przyglądał mi się uważnie. Opuszkami palców lewej dłoni przemierzał całe moje ciało. Od szyli, poprzez obojczyki, piersi, ręce, na chwilę dłużej zatrzymując się przy moich tatuażach. Zupełnie tak, jakby chciał dokładnie zapamiętać każdy nawet najmniejszy skrawek mojej skóry. Gdy dotarł do sentencji na biodrze, uśmiechnął się sam do siebie.
- Ty ich naprawdę kochasz – stwierdził, a potem pocałował mnie w miejsce, na którym znajdował się napis. Zadziwił mnie tym. Zawodnik Los Blancos, który całuje biodro z widniejącym na nim fragmentem hymnu FC Barcelony? Nie do wiary. Jest chyba tylko taki jeden na świecie. I nazywa się Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro. Zdobywca Złotej Piłki 2014, który właśnie mnie całuje…
                Po licznych uniesieniach, opadliśmy wspólnie na posłanie. Oparłam głowę o klatkę piersiową Portugalczyka i wtuliłam się w niego. Zaczął mnie delikatnie gładzić po plecach. Nie wiedziałam dlaczego, ale po prostu uwielbiałam znajdować się w jego silnych ramionach. Czułam się wtedy tak…bezpiecznie? Tak, to chyba dobre określenie. Wiedziałam, że on nie dałby mi zrobić krzywdy. Poniekąd byłam dla niego ważna. Tak samo jak on był ważny dla mnie.
- Cat? – przerwał nagle ciszę, wpatrując się w sufit.
- Tak? – pogłaskałam go po torsie.
- Czemu nie jesteś już z Jackiem? – popatrzył na mnie delikatnie. Wiedziałam, że mogłam po prostu milczeć, a on by zrozumiał, ale poczułam, że mogę się przed nim otworzyć.
- Zdradzał mnie. – starałam utrzymać nerwy na wodzy i się przypadkiem nie rozpłakać – Powiedział, że to moja wina, bo nie chciałam codziennie chodzić z nim do łóżka. – westchnęłam – A jak powiedziałam mu, że to koniec, to nazwał mnie dziwką i uderzył – poczułam jak wszystkie mięśnie w ciele bruneta napięły się, a dłonie zacisnęły w pięści.
- Daj mi adres tego chuja. Zabiję go! – krzyknął zdenerwowany.
- Cristiano, spokojnie. Nie warto – gładziłam go po brzuchu, żeby się choć trochę uspokoił.
- Nikt nie będzie cię tak traktował!
- Ej, popatrz na mnie. – uśmiechnęłam się – I co? Wyskoczysz teraz z łóżka i zostawisz mnie samą, żeby mu przywalić? – zrobiłam smutną minkę, a on odetchnął głęboko i mnie ponownie przytulił.
- Nigdy cię nie zostawię. – złączył nasze usta w długim pocałunku – Ale nie rozumiem jednego… - podrapał się po głowie – Przecież ty lubisz... No wiesz… - dałabym głowę, że się zarumienił.
- Ale z nim to co innego… On był taki… Brutalny. Nigdy nie zważał na moje odczucia. Z tobą jest zupełnie inaczej. – kontynuowałam, widząc skonsternowaną minę mojego towarzysza – Ty robisz to tak delikatnie. Jakbyś bał się mnie uszkodzić. Jesteś czuły. Nie robisz tego jak z dziwką. – ściągnęłam brwi, przypominając sobie bolesne momenty mojego związku z Hiszpanem. Zauważyłam, że na twarzy Aveiro zagościł szeroki uśmiech. Walnęłam go poduszką w głowę – Nie śmiej się.
- Ja się nie śmieję, Skarbie, tylko się uśmiecham. To bardzo miłe, co powiedziałaś – zawisł nade mną.

- To nie miało być miłe. – obruszyłam się – To było prawdziwe – musnęłam jego usta.



***
Cóż mogę napisać?
Martwi mnie mała ilość komentarzy, ale chyba muszę to jakoś przeboleć.
No nic. Dodaję kolejny rozdział.
Nie mam pojęcia, czy pojawi się następny jeszcze przed moim wyjazdem.
Obawiam się, że nie, ale pożyjemy, zobaczymy.
Buźka <3

11.07.2015

10

                Kiedy zbliżał się dzień wielkiego jak dla mnie meczu, a mianowicie FC Barcelona kontra Atlético Madryt, już od kilku dni chodziłam podekscytowana. Cristiano śmiał się ze mnie, mówiąc, że zanim dotrzemy do Barcelony, zejdę mu na zawał. Jako że w sobotę Los Blancos grali jeszcze mecz u siebie z Espanyolem, – który nawiasem mówiąc niestety wygrali – to my z samego rana udaliśmy się na lotnisko.
Tak więc Ronaldo jak zwykle w jeansach i bluzie, a ja w jeansowym zestawie od MADELEINE THOMPSON staliśmy, czekając na odprawę.


Na początku było spokojnie, ale po pewnym czasie pojawili się paparazzi. Portugalczyk nie przejął się tym nadto i nie odpowiadał na żadne pytania. Gdy staliśmy już w kolejce, mocno mnie objął i jego dłonie spoczęły na moim brzuchu. Popatrzyłam na niego z uśmiechem i cmoknęłam w policzek.

***
Zrobiłam szybki makijaż, założyłam jeansy, czarną koszulkę, adidasy i skórzaną kurtkę. Na wierzch dołożyłam jeszcze klubowy szalik i pokazałam piłkarzowi, że możemy iść. On jednak mocno mnie do siebie przyciągnął i złączył nasze usta.
- Poczekaj. – szepnęłam, po czym założyłam swój szalik na jego ramiona i wyjęłam telefon – Teraz będę mieć na ciebie haka – zaśmiałam się i wpiłam namiętnie w jego usta, jednocześnie robiąc nam zdjęcie.

***
Mecz był bardzo emocjonujący, a z naszych miejscówek było wszystko świetnie widać. Portugalczyk co chwilę to patrzył na boisko albo na mnie, szeroko się przy tym uśmiechając. Nie wiedziałam, o co mu chodziło, ale może po prostu nigdy wcześniej nie widział mnie na żadnym meczu, siedząc na trybunach? Cieszyłam się jak głupia, kiedy Neymar Jr, a potem Suárez trafiali do bramki przeciwnika. Jednak przy tym drugim golu bardziej cieszyłam się z niedopatrzenia sędziego. Oboje stwierdziliśmy, że Leo niestety, ale faktycznie zagrał ręką. Mimo to szybko się zdenerwowałam, kiedy w drugiej połowie sędzia podyktował rzut karny, do którego nie było podstaw! Mandžukić nie miał najmniejszego problemu z wpakowaniem piłki do siatki. Siedziałam jak na szpilkach aż do 86. minuty, kiedy to Lionel Messi podniósł wynik na 3:1. Wiedziałam, że mecz już wygraliśmy. Nasza obrona naprawdę była solidna, więc nie było opcji, żeby podopieczni Diego Simeone w ciągu jakichś pięciu minut strzelili 2 lub co gorsza 3 gole. Wraz z końcowym gwizdkiem pana Undiano Mallenco podniosłam się z miejsca i bez słowa wskoczyłam na Cristiano, który początkowo był zdziwiony moim zachowaniem, ale szybko się uśmiechnął i mnie przytulił. Delikatnie musnęłam jego usta swoimi i posłałam mu najpiękniejszy na świecie uśmiech. Zeskoczyłam na podłogę, odwróciłam się w kierunku murawy i zaczęłam odśpiewywać kolejne wersy naszego hymnu razem z resztą culés, nie puszczając dłoni zawodnika Los Blancos. W takich momentach czułam, jak ci wszyscy ludzie zapominali na moment o wszystkich krzywdach, smutkach i zamieniali się w jedną wielką rodzinę. Bo jednoczyła nas flaga…
- No jeśli tak ma wyglądać reakcja po każdym wygranym przez Blaugranę meczu, to ja chyba zacznę z tobą na nie chodzić – zaśmiał się piłkarz.
- Poczekaj, szybko ci to przejdzie, jak zobaczysz jutro nagłówki w gazetach. – zachichotałam – „Cristiano Ronaldo zastanawia się nad przejściem do FC Barcelony”, „Negocjacje kontraktu już ruszyły”, „CR7 chce współpracować z Messim. Czy stworzą drużynę nie do pokonania?”, „Ronaldo szuka już w Barcelonie domu dla siebie i narzeczonej” – wymyślałam.
- Nie zapomnij jeszcze o sytuacji na lotnisku. Moje ręce, twój brzuch. – tłumaczył – Pewnie znajdzie się też tytuł: „CR7 po raz drugi zostanie tatą” – i ruszyliśmy w stronę wyjścia uśmiechnięci, cały czas trzymając się za ręce.

***
                O 6:00 obudził mnie przenikliwy dźwięk budzika. Niechętnie przewróciłam się na bok, by go wyłączyć. Położyłam dłoń na czole i pomyślałam – za jakie grzechy? Mecz był wspaniały, więc postanowiliśmy to z Crisem nieco uczcić. Opróżniliśmy butelkę szampana i w efekcie zasnęłam chyba dopiero koło pierwszej nad ranem. Popatrzyłam w prawo, gdzie leżał nadal smacznie śpiący piłkarz. Ten to miał twardy sen! Przysunęłam się do niego delikatnie, dotknęłam jego umięśnionego ramienia i krzyknęłam mu do ucha, żeby wstawał. Zerwał się jak oparzony, a ja zwijałam się ze śmiechu. Biedny nadal nie wiedział, co się stało. Pokazałam mu zegarek, a ten tylko pokręcił głową i opadł na posłanie.
- Jak chcesz. – wzruszyłam ramionami – W takim razie ja pierwsza zajmuję łazienkę – rzuciłam i już po chwili zamykałam od środka drzwi. Wzięłam szybki prysznic, nakremowałam się porządnie, założyłam dresy od MARKUSA LUPFERA, zaczesałam włosy w delikatny koczek i założyłam do tego czarną opaskę do włosów.
Zrobiłam delikatne kreski na powiekach, pociągnęłam rzęsy tuszem, popsikałam się perfumami sygnowanymi nazwiskiem cioci i już byłam gotowa. Z biżuterii miałam na sobie jedynie maleńkie, przylegające do ucha kolczyki oraz ukochany pierścionek. 

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego nigdy się z nim nie rozstawałam? Cóż, miał dla mnie przede wszystkim ogromną wartość sentymentalną. Choć do najtańszych też nie należał. I wbrew pozorom nie dostałam go od któregoś z moich adoratorów. Co to to nie. Dostałam go na 20. urodziny od moich rozkosznych kuzynów! Tak, tak, Brooklyn, Romeo i Cruz złożyli się dla mnie na taki prezent! I choć wiem, że pieniądze wyciągnęli zapewne od rodziców, to nie zmienia to faktu, że w owym momencie moje serce zalała fala ciepła. Przecież mogli zrobić z tymi pieniędzmi cokolwiek chcieli. Kupić sobie jakąś grę, czy coś. Ale nie. Oni postanowili sprawić mi przyjemność. Powiedzieli, że oczko niebieskie, bo to kolor moich oczu, a złoto, bo jestem dla nich złotym człowiekiem. No i jak się tu nie wzruszyć? Łezka pociekła. I to niejedna…
                Na całe szczęście zdążyłam się nieco zdrzemnąć w trakcie lotu. Nie chciałam mieć worków pod oczami. Prosto z samolotu wsiedliśmy do auta, więc mogliśmy uniknąć tych wszystkich paparazzi. Jakby nie wystarczyło, że będziemy im dzisiaj pozować przed galą. Ale cóż, taki ich zawód. A ja wiedziałam, na co się piszę.
                Po relaksującej kąpieli, moje miejsce w łazience zajął Portugalczyk. Ubrana jedynie w skąpą bieliznę i króciutki, satynowy szlafrok, usiadłam przed toaletką i zaczęłam się malować. Pierwszy był podkład, który starannie rozsmarowałam. Nałożyłam na powieki delikatny beżowy cień, a następnie nakreśliłam mocną kreskę – Rita byłaby ze mnie dumna. Dokładnie pomalowałam rzęsy tak, że wyglądały jakbym miała doklejane. Usta uraczyłam czerwoną szminką, która miała być jedynym kolorowym akcentem. Spojrzałam na zegarek i nie czekając dłużej ubrałam na siebie czarną, szyfonową, gorsetową maxi produkcji NOTTE BY MARCHESA. Obejrzałam się w lustrze i musiałam przyznać, że wyglądałam całkiem, całkiem.

- Pomożesz mi z… - zaczął piłkarz wchodząc do pokoju, ale natychmiast urwał, kiedy tylko na mnie popatrzył – Jezu… - wyszeptał – Catalina, jak ty cudownie wyglądasz. Nie zrozum mnie źle, ty zawsze wyglądasz ślicznie, ale teraz…
- Już cichutko. – uśmiechnęłam się uroczo, przykładając mu do ust palec – Muszka? – zapytałam, a on pokiwał głową. Odkąd pamiętałam, zawsze miał z tym problem. Zresztą tak samo było z krawatami. Zawiązałam materiał, poprawiłam i poklepałam zawodnika Królewskich po ramieniu. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy – Tylko pamiętaj. Nie dawaj się prowokować i zachowuj się – musnęłam delikatnie jego usta tak, żeby nie rozmazać sobie szminki.
- Gotowa, Skarbie?
- Momencik. – założyłam czarne szpilki i wzięłam go pod rękę. W czarnym garniturze prezentował się świetnie. Niczym młody bóg. Na całe szczęście odpuścił sobie z żelem do włosów – Zdenerwowany?
- Ja? – cwaniakował – Czym niby?
- No wiesz, jakby nie było, jesteś w ścisłej trójce nominowanych do Złotej Piłki 2014.
- Może i bym się denerwował, ale nie dzisiaj.
- Czemu? – zdziwiłam się.
- Bo jest przy mnie najpiękniejsza kobieta na ziemi, która zaraz przejdzie ze mną po czerwonym dywanie, a której obecność działa na mnie kojąco. – ucałował mój policzek – Nikt nie odbierze mi tej chwili – uśmiechnął się i opuściliśmy nasz apartament. W chwili, kiedy brunet zamykał drzwi, z pokoju obok wyszła para. Dziewczyna była ubrana w długą czarną sukienkę, przyozdobioną cekinami. Zaś jej partner miał na sobie bordowy garnitur. Oniemiałam na ich widok. Chyba dopiero teraz dotarło do mnie, gdzie jak tak właściwie byłam…
- O, Cristiano. – odezwał się Argentyńczyk – Miło cię widzieć – podali sobie dłonie.
- Lionel, Antonella. – przytulił kobietę przyjaźnie – Was również.
- No no, Ronaldo. Czyżbyś zapomniał o swoim ukochanym żelu? – zaśmiała się brunetka, a cała reszta (włącznie z samym zainteresowanym) jej zawtórowała – Może jeszcze będą z ciebie ludzie?
- No widzisz. Wszystko przez nią. – położył dłoń na moim biodrze i popatrzył na mnie – Leo, Antonella, chciałbym wam przedstawić moją przyjaciółkę Catalinę. No a tobie, Skarbie, chyba nie muszę ich przedstawiać, prawda? – wyszczerzył ząbki.
- Prawda. – wytknęłam mu język – Cat. – uścisnęłam im dłonie – Bardzo się cieszę, że mogę was poznać. Właśnie rozmawiam z najpiękniejszą Argentynką świata i najlepszym piłkarzem świata. – pokręciłam z niedowierzaniem głową – Nie mogę w to uwierzyć.
- Czy mnie słuch nie myli? – zaśmiał się zawodnik Blaugrany – Bo o ile co do części o Anto nie można ci się sprzeciwić, to czy partnerka Cristiano Ronaldo właśnie nazwała mnie w jego obecności najlepszym piłkarzem świata? – przytaknęłam, więc się wyszczerzył – Nie no, Aveiro, słyszałeś to?
- To dla mnie żadna nowość. – westchnął – Według niej jestem jednym z najlepszych, ale tobie do pięt nie dorastam. – przytulił mnie – Ale na culés nie ma rady…
- Kibicujesz naszym chłopakom? – zapytała zaskoczona Roccuzzo.
- Tak. – rozpromieniłam się – Od El Clásico z 20.11.2004 roku.
- Oj, chłopie. – Messi poklepał po ramieniu Portugalczyka – Wyhodowałeś sobie na piersi bordowo-granatową żmiję, co?
- Nie ja, tylko Beckham i Zidane.
- Co? Jak to?
- No to może przedstawię się pełnym nazwiskiem. – zachichotałam – Jestem Catalina Beckham Martinez. Jestem bratanicą Davida Beckhama, a Zinedine Zidane to mój przyszywany wujek.
- I jesteś culé? – nie wierzyli.
- Na dodatek pochodzi z Madrytu – dodał CR7.
- Jak widać DNA Blaugrana było silniejsze – mrugnęłam do nich okiem.
- Poczekaj, - podrapał się po głowie Lionel – dzieciaki Beksa potrafią grać w piłkę, no nie? – pokiwałam potwierdzająco głową – No a ty? Grałaś kiedyś z nimi?
- Z Brooklynem i z Romeem kiedyś tam grywałam, jak byli mniejsi – wzruszyłam ramionami.
- A tak na poważnie. W sensie na przykład na jakimś treningu z Los Blancos? Bo jak mniemam bywasz u nich? – drążył.
- No tak. Raz grałam. To było jeszcze za Mourinho. – popatrzyłam na Crisa, a on pokiwał głową – No więc siedziałam sobie na ich treningu siłą zmuszona przez Casillasa i ni stąd ni zowąd José zaproponował, żebym zagrała meczyk z chłopakami. Z początku nie chciałam się zgodzić, bo raz, że było gorąco, dwa, że musiałabym grać w tym, co miałam na sobie, a trzy, że niespecjalnie uśmiechało mi się biegać za piłką w towarzystwie Królewskich – wyliczałam.
- Ale że na Casillasa, Ramosa i Benzemę nie ma mocnych, to się w końcu zgodziła – na twarzy Cristiano zagościł szeroki uśmiech.
- Grałam z nimi pierwszy i ostatni raz – powiedziałam.
- Czemu? – pytał Argentyńczyk – Jak poszło? – ciekawił się, ale nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo zrobił to za mnie mój towarzysz.
- Grała pierwszy i ostatni raz, bo więcej nie odważyliśmy się jej tego zaproponować. – westchnął – Było nas wtedy na treningu niewielu, więc graliśmy sześciu na sześciu. Dostała piłkę od Benzemy i pognała przed siebie. Wywinęła się Carvajalowi, Khedirze, a na końcu okiwała samego Sergio Ramosa i wpakowała piłkę do bramki Ikera – rozmarzył się, a Messi patrzył na mnie z otwartą buzią.
- Naprawdę?
- Tak. – zaśmiałam się – Sergio nie odzywał się do mnie jakieś trzy tygodnie. Był wkurzony i nie miał pojęcia, jak mogła pokonać go dziewczyna. Ale ostatecznie interwencje i tłumaczenia Casillasa, Benzemy, Mourinho i Zizou, że w końcu jestem bratanicą tego Beckhama, polepszyły mu samoocenę. I ostatecznie powrócił do treningów.

- No nieźle. – rzuciła Argentynka – Sprawiłaś, że kariera Ramosa zawisła na włosku. Szacun, kochana.


***
Powracam z kolejnym rozdziałem ;)
Obiecałam, że będzie dłuższy i mam nadzieję, że nie zawiodłam?
W nexcie zabiorę Was na galę :D
A potem... No cóż, nie zawsze jest kolorowo, nie?
Może by tak jakaś mała kłótnia? :p
I w niedalekiej przyszłości pojawi się większa ilość bohaterów.
A kto to będzie? Zgadujcie :p
Buziaki ;*

6.07.2015

9

                W przerwie pomiędzy świętami a Sylwestrem udałam się razem z Zidanem do stolicy Katalonii. Podpisaliśmy wszystkie dokumenty dotyczące zakupu mieszkania, a także związane z założeniem działalności. Postanowiłam bowiem, że otworzę własne biuro projektowe. Nie miałam zamiaru na nikogo zarabiać. O nie! Jak to mówią, każdy sobie rzepkę skrobie.
                Plan był taki, że na Sylwestra miałam zostać w moim nowym miejscu zamieszkania. Miał potowarzyszyć mi przyszywany wujek. Jednak żeby nie było tak kolorowo, postanowił – oczywiście bez mojej wiedzy (no dobra, powiedział mi to 30 grudnia jakoś koło 22:00) – zaprosić do mnie na imprezkę kilku znajomych. Mówiąc kilku znajomych miał na myśli kolejno: Ikera, Sergio, Jamesa, Benzemę, Khedirę, Carvajala, Alvaro, Marcelo, Pepe i oczywiście Cristiano. Na moje szczęście przyjechała z nimi Sara, więc nie byłam jedyną kobietą w tym towarzystwie. Wiedziałam z autopsji, że takie imprezy nigdy nie kończyły się najlepiej.
                Tak więc po dużych, co ja piszę, po ogromnych zakupach, na które zagoniłam Zizou  (a co, niech się pomęczy, jak tak sobie to wszystko wykombinował), siedziałam w sypialni przed toaletką i właśnie kończyłam się malować. Dosłownie pięć minut później, ubrana w gorsetową mini z printami przedstawiającymi usta i bordowych szpilkach, witałam moich gości. 

W głębi duszy cieszyłam się, że postanowili mnie odwiedzić. Dawno nie spędzaliśmy razem czasu w ten sposób. Oczywiście panowie od razu dorwali się do alkoholu. Ale to była w ich przypadku normalka. Razem z Carbonero śmiałyśmy się i obstawiałyśmy, który odpadnie jako pierwszy i kto nie dotrzyma do północy. Nie mogło się też obejść bez zdjęć. Nasz nadworny fotograf – czytaj Karim – latał cały czas z telefonem i pstrykał fotki. Szczerzyliśmy się do obiektywu i robiliśmy głupie miny. Tak sobie pomyślałam, że gdyby ktoś kiedyś ukradł komórkę Francuza i odtworzył wszystkie zrobione przezeń zdjęcia, ustawiłby się do końca życia, sprzedając je. Nie mieściło się w głowie, w jakich sytuacjach on potrafił nas wszystkich złapać. Imprezy w domu to jeszcze, ale co się działo na naszych wakacjach… Najwięcej wspólnych fotografii miałam chyba z Ronaldo. Ale często też pozowałam z Ramosem, Ikerem czy Sarą. Znalazłoby się też kilka takich, na których tuliłam małego Martina. Nie brakowało też dwuznacznych obrazów…
                O północy wznieśliśmy wszyscy toast i zajadaliśmy się winogronami, co było w naszym towarzystwie tradycją, mimo że nie każdy był przecież Hiszpanem. Wszyscy, bo Casillas obudził Pepe i Samiego. Wyszliśmy na taras i zgodnie krzyknęliśmy „Feliz navidad”. Bramkarz pocałował swoją wybrankę, a niektórzy piłkarze zaczęli się do siebie tulić. Do mnie podszedł Aveiro, który delikatnie musnął moje usta i szeroko się uśmiechnął. Myślałam, że impreza zmierzała ku końcowi, jednak wypoczęty po drzemce na fotelu Khedira rozkręcił ją na nowo. I skończyło się to tak, że około 5:00 nad ranem, moja podłoga pokryła się chrapiącymi facetami. Nie chciało im się nawet szukać wygodnego miejsca do spania. Wyjątkiem była Sara, która siłą zaciągnęła swojego partnera do jednego z pokoi gościnnych. Najbardziej przegiął chyba jednak najstarszy wśród zebranych czyli Zinedine, ponieważ zasnął na ławie w salonie. Nie miałam jednak zamiaru go budzić, choć wiedziałam, że na drugi dzień będzie marudził, że bolą go plecy. Napił się, to niech się sam martwi. Spojrzałam jeszcze raz na wszystkich, zgasiłam światło, szybko się umyłam i odpłynęłam do krainy Morfeusza, leżąc w pachnącej lawendą satynowej pościeli.



***
Tak, wiem, rozdział krótki i taki w sumie o niczym.. :/
No nic, postaram Wam się to jakoś wynagrodzić
już w następnym rozdziale. Obiecuję, że będzie on o wiele dłuższy. ;)
A w międzyczasie zapraszam zainteresowanych na mojego nowego bloga:
Piszcie, co sądzicie ;*

2.07.2015

8

                Rano obudziły mnie promienie słońca, wkradające się przez wielkie okno. Przeciągnęłam się jak rasowa kotka. Poczułam na talii czyjąś rękę. Nie, nie czyjąś tylko Ronaldo. Przyciągnął mnie do siebie i złożył słodki pocałunek w zagłębieniu między moimi obojczykami. Wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie, a potem on odwiózł mnie do domu, a sam pojechał na trening.
                Weszłam do mieszkania, wzięłam prysznic i doprowadziłam się do porządku. Założyłam zestaw z motywem ananasa od MARKUSA LUPFERA i wyszłam.
 Pojechałam zrobić zakupy na te dwa dni w stolicy. Kiedy już wszystkie produkty spożywcze siedziały spokojnie w moim bagażniku, zajechałam na stację paliw, żeby zatankować i kupić sobie kawę na wynos. Pech chciał, że gdy już wychodziłam, zauważyłam stojak z gazetami. Mało co się nie oplułam gorącą cieczą ze styropianowego kubeczka. Szybko złapałam egzemplarz, zapłaciłam w kasie, wsiadłam do Audi i z piskiem opon ruszyłam w kierunku stadionu.
                Zaparkowałam, chwyciłam gazetę i ze wściekłością ruszyłam na murawę. Miałam gdzieś, że Ancelotti wkurzy się z mojego wtargnięcia. Pojawił się większy problem. No może nie do końca problem, ale do cholery, to nie tak miało być! Chłopcy akurat biegali kółeczka, więc poczekałam, aż Cristiano będzie mnie mijał i cisnęłam w niego tym szmatławcem.
- Czytaj! – krzyknęłam – Najlepiej na głos.
- Cristiano Ronaldo zaręczył się. – przeczytał – Co?!
- Potwierdzają to zamieszczone wczoraj w sieci zdjęcia. – wyrecytowałam – Oczywiście nie omieszkali ich dodać. Na jednym klęczysz przede mną i jest podpis „Oświadczyny na boisku”, a na drugim jesteśmy przytuleni, a podpisano: „Z przyszłą żoną <3”. – wskazałam i prychnęłam – Kto jest za to odpowiedzialny? – popatrzyłam na niego z wyrzutem.
- Nie ja! Skarbie, ale to przecież nic strasznego. Oni często bzdury piszą – próbował mnie uspokoić.
- Wiem, ale to nie znaczy, że podoba mi się, jak ktoś pisze o moim życiu prywatnym. I kłamie na dodatek. A ten, kto to wrzucił do sieci… Czekaj… - olśniło mnie – Benzema! Już nie żyjesz! Zabiję cię za te zdjęcia, rozumiesz?
- Ej, Złotko, spokojnie. Przecież to tylko na żarty było. Ładnie przecież wyszłaś – uśmiechnął się rozbrajająco.
- Wiem, że ślicznie wyszłam, ale zobacz do czego doprowadziłeś – rzuciłam do niego gazetę.
- O cholera. Tego nie przewidziałem. – podrapał się zakłopotany po głowie – Przepraszam.
- Boże, wy jesteście jeszcze gorsi niż dzieci. – mruknęłam – Już, wracać do treningu – zarządziłam, co potulnie wykonali. Chyba nadal się mnie bali po tym wybuchu.

***
                W Londynie zaraz po moim przyjeździe nawiedziła mnie Rita. Uparła się, że musimy zrobić sobie babski wieczór i szczerze pogadać. Jednak ja od razu wiedziałam, czego będzie dotyczyła ta rozmowa. Plotki szybko się rozchodzą i te o moich „zaręczynach” dotarły nawet do piosenkarki. Nie dawała za wygraną i cały czas wypytywała o piłkarza. Pytała, jaki on jest, jak mnie traktuje, jak całuje i takie tam bzdury. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że można być tak nakręconym z powodu czyjegoś związku. A na dodatek nieistniejącego. Ale co miałam poradzić? Taka była Ora i taką ją kochałam. Za nic w świecie nie chciałabym jej zmienić.
                Leżałyśmy na moim łóżku na brzuchach i machając w powietrzu nogami, suszyłyśmy sobie lakier na paznokciach, kiedy Brytyjka się niespodziewanie odezwała.
- Ej, ale pamiętaj, że jestem jeszcze za młoda na ciotkę-klotkę – pogroziła mi palcem, a ja w odpowiedzi zaczęłam się głośno śmiać.
- Nie musisz się obawiać. Nie mam jak na razie w planach dziecka.
- Uff… Całe szczęście. – uśmiechnęła się cwano – Ale jak już to ja chcę być chrzestną.
- Rita! – walnęłam ją poduszką.
- No co? Miałabym kogo rozpieszczać. Ty masz Harper no i tych twoich trzech książąt. O, i jest jeszcze mały Casillas. I przecież ten twój piłkarzyna też ma syna… - zamilkła, ale nie na długo - Wiesz, co? Może zróbcie sobie jednak to dziecko szybciej. Będę miała kim się zajmować i kogo kochać. Tak, to idealne rozwiązanie – wyszczerzyła się jakby właśnie odkryła lek na raka czy coś.
- Ora, błagam! Jak chcesz mieć kogo rozpieszczać, to kup sobie psa.
- Dziecko fajniejsze.
- To je sobie zrób - fuknęłam.
- Nie, ty i Ronaldo zadziałajcie w sypialni. W końcu jest podobno takim świetnym strzelcem, to niech pokarze, że potrafi strzelać gole też poza boiskiem – wzruszyła ramionami, jakby to było oczywiste, a ja ukryłam głowę pod kołdrą. Ta rozmowa była bezsensowna, bo przecież ja nie byłam w żadnym związku! Ale panna Ora potrafiła zrobić z niczego coś. Z nieistniejącego związku już widziała dzieci… Ach, ta Rita…


***
No, kochani.
Teraz jestem tutaj już pełną parą, że się tak wyrażę.
"W poszukiwaniu szczęścia" zakończone, 
a więc jakby ktoś mnie szukał,
to właśnie tutaj, skarbeńki. ;)
Rozdział nie jest najlepszy, ale to ten z rodzaju przejściowych.
Mam nadzieję, że wybaczycie? :*
Z przykrością stwierdzam, że kolejny również będzie krótki,
ale już w dziesiątym rozdziale Wam to wynagrodzę.
I w jedenastym chyba też ;D
No to co?
Zostawiajcie komentarze i do następnego.
<3