27.06.2015

7

                Stałam jedynie w kusej koronkowej bieliźnie w garderobie dokładnie przyglądając się swojemu odbiciu w wielkim lustrze. Byłam szczupła, ale nie przeraźliwie chuda. Mój płaski brzuch był delikatnie umięśniony. Moja karnacja nie należała do najjaśniejszych zapewne ze względu nie tylko na moje pochodzenie, ale też na czas, jaki spędzałam w Hiszpanii. Długie blond włosy opadały kaskadą na nieskazitelne plecy. Podeszłam bliżej zwierciadła i przyjrzałam się mojej twarzy. Duże oczy koloru nieba okolone były zasłoną gęstych, długich, czarnych rzęs. Pełne usta miały jasnoróżowy kolor. Brak jakichkolwiek piegów. Długa szyja, wystające obojczyki i smukłe ramiona. Mój wzrok powędrował na malunki zdobiące ciało. Na lewym przedramieniu widniała sentencja z mojej ulubionej piosenki „WALKING GETS TOO BORING WHEN YOU LEARN HOW TO FLY”. Na prawym nadgarstku znajdował się napis w języku portugalskim „tudo passa”, a na lewym data „XX XI MMIV”. Ta data to symbol. Przypomina mi o najpiękniejszym dniu mojego życia. Wtedy dzięki mojemu kochanemu wujkowi poszłam na pierwszy w życiu mecz Primera División. Był to mecz 12. kolejki sezonu 2004/05. Starcie tytanów, czyli El Clásico. Bramki Eto’o, Van Bronckhorsta i Ronaldinho zapisały się w mojej pamięci na zawsze. Zresztą tak samo jak całe spotkanie. Nie macie pojęcia, jakie było zdziwienie Davida, któremu powiedziałam, że Barcelona to najlepsza drużyna świata i to im kibicowałam. Było mi trochę głupio, bo przecież on grał po drugiej stronie, ale na całe szczęście zrozumiał. Ten tatuaż był na pamiątkę. Od tamtego dnia kochałam sport. I FCB. Popatrzyłam niżej. Na prawym biodrze miałam jeszcze jedną sentencję. Bardzo dla mnie ważną. Głosiła ona drobnymi literkami: „…que mai ningú no ens podrá tòrcer…”.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i odwróciłam się w stronę półek z zamiarem wybrania odpowiedniego stroju. Miałam ochotę zrobić chłopcom niespodziankę i poczekać na nich po treningu. Wczoraj w nocy, a właściwie dzisiaj nad ranem wylądowałam w Madrycie. Te kilka tygodni w Londynie mnie doszczętnie wykończyło. Tamtejsza pogoda nie działała na mnie dobrze, więc postanowiłam przyjechać do Hiszpanii. Ten klimat znacznie bardziej mi odpowiadał. A poza tym Zizou obiecał, że poleci ze mną do Barcelony, żeby wynająć jakieś mieszkanie.
Postawiłam na sportowy look. W końcu szłam na stadion. Tak więc ubrałam czarną luźną bluzę, legginsy z tropikalnym motywem i kolorowe zux fluxy – wszystko marki ADIDAS.



Poszłam do łazienki, gdzie znajdowały się wszystkie moje kosmetyki. Nałożyłam podkład, naturalny cień do powiek i zrobiłam sobie niezbyt mocną kreskę czarnym eyelinerem. Na usta nałożyłam odrobinę przezroczystego błyszczyku powiększającego usta. Uwielbiałam go, bo miał cudowny miętowy smak, a na dodatek tak śmiesznie szczypał moje wargi zaraz po zastosowaniu. Rozczesałam włosy i zaplotłam na czubku głowy dwa warkocze, żeby potem związać włosy lekko powyżej karku i zostawić w postaci ogona.
Proste pukle przełożyłam na prawe ramię i obracając się, zauważyłam w lustrze jeszcze jeden napis. Tatuaż znajdował się na karku i głosił „la familia y el fútbol”. Pokręciłam ze śmiechem głową. Zapięłam na nadgarstku 3 złote bransoletki od MINTY DOT i założyłam pierścionek z diamencikiem, który ściągałam jedynie do kąpieli i prac domowych. Ubrałam czarną puchówkę, zgarnęłam klucze i opuściłam mieszkanie. Postanowiłam dotrzeć na miejsce komunikacją miejską.
                Po jakichś 20 minutach byłam u celu. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była 12:05. Zaraz powinni wychodzić. Odszukałam wzrokiem auto jednego z moich przyjaciół i czekałam, opierając się o maskę. Chwilę później usłyszałam głośne śmiechy i rozmowy. Pierwsza grupka opuściła mury ośrodka treningowego. Jednak to nie na nich czekałam. Na moich książąt przyszło mi czekać jeszcze dobry kwadrans. Ale oni w sumie nigdy donikąd się nie spieszyli. W końcu nadszedł ten upragniony i wyczekany przeze mnie moment.
                Sergio opowiadał jakiś kawał, kiedy nagle Benzema walnął go w brzuch i kiwnął głową w moją stronę. Piłkarze podążyli wzrokiem w kierunku wskazanym przez kolegę i oniemieli. Stali w miejscu i mrugali. Pomachałam im, a ci jakby wyrwani z jakiegoś transu rzucili się na mnie. Wyściskali mnie chyba za wszystkie czasy. Najbardziej uradowany moim pojawieniem się był oczywiście Portugalczyk, który nie chciał i chyba nie miał zamiaru wypuścić mnie ze swoich objęć. Co chwilę to tylko uśmiechał się do mnie, a potem znowu wtulał się w moją szyję, którą czule muskał swoimi wargami. Casillas śmiał się, że on się zachowuje tak, jakbyśmy się co najmniej rok nie widzieli.
- Wsiadaj, jedziemy na obiad – powiedział uroczo się szczerząc.
                Po posiłku w jednej z lepszych madryckich restauracji pojechaliśmy do mojego mieszkania. Poszłam nalać nam czegoś do picia, ale piłkarz, który przydreptał za mną, skutecznie mi to utrudniał. Mocno mnie objął, obrócił w swoją stronę i zaczął bez opamiętania całować. Poddałam się tej czynności, czując jego cudowny oddech. Nie zastanawiając się długo, podskoczyłam i oplotłam go nogami w pasie. Mogłam dać sobie rękę uciąć, że uśmiechnął się wtedy przez pocałunek. Po chwili rozdzielił nasze twarze i wolną ręką dotknął swoich warg. Skrzywił się, jakby czegoś nie rozumiał.
- Czemu szczypią mnie usta? – zapytał, a ja zaczęłam chichotać.
- To przez mój błyszczyk powiększający usta – wytłumaczyłam ze śmiechem.
- Powiększający usta? Przecież ty masz śliczne usteczka.
- Wiem, ale ja w przeciwieństwie do ciebie lubię to uczucie szczypania.
- Aha. – wzruszył ramionami i ponownie wpił się w moje usta. Potem przyszła kolej na szyję. To zdecydowanie było jego ulubione miejsce do pieszczot. W pewnym momencie coś przykuło jego uwagę – Czemu wcześniej go nie zauważyłem? – pocałował napis na moim karku.
- Bo nosiłam rozpuszczone włosy. A co? Nie podoba ci się tekst? – udałam oburzoną.
- Wręcz przeciwnie. Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś ideałem? – popatrzył na mnie z pożądaniem.
- Tak, ale nie pytaj ile razy, bo bodajże po dziesiątym przestałam liczyć – zaśmiałam się.

***
                Nazajutrz po porannym prysznicu i dawce kofeiny upięłam włosy, a właściwie związałam w bezładnego, luźnego koka. Zarzuciłam na siebie grubą błękitną bluzę z napisem „Love is in the Air. NIKE” oraz ciemne spodnie dresowe, a do tego granatowe NIKE z kolorowymi wstawkami.

 Wzięłam do ręki bezrękawnik – tak na wszelki wypadek, bo mimo słońca, był przecież grudzień – i popędziłam na trening. Sama się dziwiłam, że Ancelotti pozwolił mi być na całym. Zawsze twierdził, że przeszkadzam i rozpraszam piłkarzy.
                Pół godziny później już siedziałam na ławce rezerwowych, jeśli można było tak to nazwać. Cały czas się śmiałam. Ci faceci zachowywali się jak banda dzieciaków. Serio, jakby wszyscy byli w wieku Cruza! Kiedy trener zarządził chwilę przerwy, Casillas bez słowa do mnie podbiegł, przerzucił sobie przez ramię i zaniósł jak zwykle do bramki. Ja z nim kiedyś nie wytrzymam! Miał szczęście, że był ojcem rozkosznego malucha, którego po prostu nie mogłam pozbawić rodziciela. Zanim się obejrzałam, za moimi plecami znalazł się Aveiro.
- Dzień dobry, Skarbie – ucałował mnie w policzek.
- Dzień dobry – przywitałam się.
- Casillas, mógłbyś nie nosić na rękach mojej przyszłej żony? – zapytał, na co zaniosłam się śmiechem. On mówił to na poważnie!
- Sorry, Cris, ale jakoś nie widzę pierścionka zaręczynowego, więc teoretycznie jest wolna, nie mylę się? – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- Dokładnie. Masz rację. – pokiwałam głową – Żadnych zaręczyn nie było.
- Nie ruszajcie się nigdzie! – krzyknął brunet i pobiegł w stronę picia, a ja i Iker popatrzyliśmy na siebie, niczego nie rozumiejąc. Po chwili wrócił z butelką Poweraida. Wypił zawartość, coś pomajstrował przy butelce i odrzucił ją daleko. Podszedł do bramki i uklęknął przede mną.
- Panienko Catalino Beckham Martinez, czy zgodzisz się zostać moją przyszłą żoną? Wiesz, co mam na myśli – posłał mi oczko.
- Och, panie Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro. Oczywiście – zaśmiałam się, kiedy wsunął na mój palec plastikową obrączkę z butelki.
- No dobra, zakochańce. Uśmiech do zdjęcia, proszę – wyszczerzył się Benzema. Jak na zawołanie oplotłam Portugalczyka nogami w pasie, a on mocno mnie objął. Patrzyliśmy sobie w oczy i uśmiechaliśmy się. Wszyscy wiedzieli, że to żarty, ale my po prostu lubiliśmy się tak wygłupiać. Pamiętałam, jak na urodzinach Ikera, Ramos oświadczył się Karimowi! To było przekomiczne, jak oglądali nazajutrz zdjęcia z tego wydarzenia.
                Wieczorem siedzieliśmy u Cristiano w salonie i oglądaliśmy sobie film. Piłkarz wybrał „Millerów”, bo podobno jeszcze nie oglądał. Taka w sumie fajna komedia. Cały seans spędziłam w objęciach gospodarza. Kiedy skończył się nam popcorn i akurat zaczęły się napisy, obwieszczające koniec filmu, brunet popatrzył na mnie poważnie. Jeszcze chyba nigdy nie widziałam u  niego takiego skupienia.
- Wiesz, Cat, tak sobie pomyślałem… - podrapał się po głowie – Kiedy wyjeżdżasz?
- Pojutrze. Święta spędzam w Londynie, a na Sylwestra będę już w moim nowym mieszkanku w Barcelonie. – uśmiechnęłam się – A coś się stało?
- Nie. Tylko tak pomyślałem… - widać było, że się denerwuje – Bo wiesz, że dwunastego stycznia jest gala w Zurychu? – pokiwałam głową, potwierdzając – I ja sobie pomyślałem, że może chciałabyś tam ze mną pojechać, co? – popatrzył na mnie wyczekująco – Wystroiłabyś się, poznała kilka osób, posiedzielibyśmy na after party… Ale jak nie chcesz, to oczywiście zrozumiem – pogładził mnie po kolanie.
- Pod jednym warunkiem – wyszczerzyłam się.
- Jakim? I mam się bać?
- Możesz. – usiadłam na nim okrakiem – Wy gracie mecz w sobotę przed tą całą galą, tak?
- No tak. Ale co w związku z tym?
- To, że my gramy w niedzielę. I ja pojadę z tobą, jeśli ty pojedziesz ze mną na mecz z Atlético. – nachyliłam się nad nim, ale go nie pocałowałam – To jak?
- I pewnie będziemy siedzieć w sektorze FCB?
- Tak. Czekam na odpowiedź, przyszły mężu.
- Wiesz, że w starciu z tobą nie mam nawet najmniejszych szans – wpił się w moje usta.


***
No i mamy kolejną część :D
Ktoś się spodziewał takie rozwoju wydarzeń?
Cóż, w każdym bądź razie za pewien czas trochę się pokomplikuje.
A jak bardzo? Trochę. Chociaż może trochę to mało powiedziane.
Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale jedno mogę obiecać - oj, będzie się działo! :D
No to do następnego ;*

21.06.2015

6

                Przemierzałam ciemny korytarz, na którego końcu widać było światło. Pewnie kroczyłam w stronę równiusieńkiej murawy. Szczupłe dłonie miałam zaciśnięte w piąstki. Nieco bałam się tego spotkania. Moi przyjaciele tak się cieszyli, że wróciłam, a tu takie coś. Nie wiedziałam, jak im delikatnie powiedzieć, że nie zostaję w mieście, tylko wyjeżdżam na miesiąc do Anglii. O przeprowadzce do Barcelony wolałam raczej na razie nie wspominać…
                Przy samym końcu tunelu zatrzymałam się na chwilę. Spojrzałam na trenujących mężczyzn. Wydawali się być tacy szczęśliwi, ilekroć dotykali tego okrągłego przedmiotu wykonanego ze skóry. Przymknęłam oczy i zaczerpnęłam świeżego powietrza. Wdzierające się do środka hiszpańskie słońce, pieściło delikatnie moją twarz. Dzień był dosyć ciepły, więc założyłam legginsy, szarą luźną koszulkę z nadrukowanymi skrzydłami na plecach oraz najzwyklejsze trampki.

Odetchnęłam po raz ostatni i uniosłam powieki do góry. Raz kozie śmierć.
                Kiedy kroczyłam wzdłuż bocznej linii boiska, chłopcy właśnie kończyli trening. Mijało południe. Z samego rana odprawiłam na lotnisko Beckhamów, a sama postanowiłam polecieć później i pożegnać się z piłkarzami. Uśmiechnęłam się, widząc zmierzającego ku mnie bramkarza. Radośnie się w niego wtuliłam. To chyba właśnie Ikera najbardziej mi brakowało. Był dla mnie niczym starszy brat. Kiedyś często się widywaliśmy, ale moja „ucieczka” z Madrytu parę rzeczy popsuła. Później będąc już w pochmurnym Londynie, tęskniłam za jego uśmiechem, który zawsze był szczery i poprawiał nawet najsmętniejszy humor. Działał jak lekarstwo na brytyjską chandrę. Uścisnęłam go mocniej i szepnęłam na ucho, że wracam do stolicy Anglii. W odpowiedzi popatrzył na mnie smutno i cmoknął w policzek, udając się do szatni.
                Jak zwykle „najwolniejsi” zawodnicy jeszcze łazili po trawie. Dostrzegłam wśród nich obiekt moich poszukiwań. Portugalczyk szedł spokojnie, rozmawiając z Benzemą. Z drugiego końca boiska truchtał Sergio. W końcu zebrałam się na odwagę.
- Cristiano! – krzyknęłam, żeby mnie usłyszał – Musimy pogadać!
- Ooo, chłopie. – powiedział Ramos – Szykuj się na śmierć – zaśmiał się, po czym ucałował mój policzek i zniknął w czeluściach korytarza.
- Ale o co chodzi? – dziwił się Aveiro.
- No na bank o tego karnego z El Clásico. – poklepał go po plecach Karim – Miło było cię znać. Cześć, Złotko – przytulił mnie.
- Mam się bać? – zapytał niepewnie napastnik.
- Nie – odparłam ostro.
- Posłuchaj, jeśli chodzi o mecz… - zaczął, ale mu przerwałam.
- Zawieziesz mnie na lotnisko?
- Co? – wyglądał, jakby nie rozumiał moich słów, choć wypowiedziałam je po portugalsku.
- Dobra, nieważne. – odwróciłam się – Poproszę Ikiego.
- Cat, poczekaj. – podbiegł i złapał mnie za nadgarstek – Jakie lotnisko, o co chodzi? Wyjeżdżasz gdzieś? – zmarszczył brwi.
- O 16:10 mam samolot. – uśmiechnęłam się zgryźliwie – Obiecałam, że mnie więcej nie zobaczysz, jeśli strzelisz bramkę.
- No ty sobie chyba ze mnie żartujesz?! – przyjrzał mi się dokładnie, a ja zauważyłam ból w jego oczach – A co ja niby miałem do cholery zrobić, co? Ja jestem w drużynie od karnych. Taka moja rola, do cholery! – walnął pięścią w ścianę.
- Odwieziesz mnie czy nie?
- Catalina, daj spokój. Zostań. –niemal błagał, ale ja jedynie pokręciłam przecząco głową – Dokąd lecisz? – westchnął.
- Jak na razie do Londynu.
- Jak na razie?
- Później ci wyjaśnię. Idź się przebrać, bo nie mamy dużo czasu, a jeszcze musimy zabrać moje walizki.
                Ruszyłam na parking. Zatrzymałam się przed czarnym Lamborghini Aventador, które należało do CR7. Oparłam się o maskę samochodu i kolejny już raz dzisiejszego dnia przymknęłam oczy. Totalnie poddałam się promieniom słońca. Z tego błogiego transu wyrwały mnie silnie oplatające moją talię ramiona i słodki pocałunek w obojczyk. Popatrzyłam na niego miękko, uniosłam kąciki ust do góry i wsiadłam do auta.
                Przez pół godziny drogi, nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Czułam, że Portugalczyk miał do mnie żal, o to, że najpierw pojawiłam się znikąd, a teraz tak nagle wyjeżdżałam, ponownie go zostawiając. Ta cisza już mnie męczyła do tego stopnia, że nie wytrzymałam i zadałam możliwie najgłupsze z pytań.
- Co tam u Iriny? – spytałam wsiadając do windy.
- A co ma być? Pewnie znowu jest na jakiejś sesji czy coś. – prychnął – Mnie to już nie obchodzi. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu rozstaliśmy się. Tym razem już definitywnie.
- Przykro mi. Myślałam, że się jeszcze zejdziecie. – jedynie tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Na szczęście z pomocą przyszły mi rzeczy martwe, a mianowicie winda, która zatrzymała się na moim piętrze. Natychmiast wysiadłam z blaszanej skrzyni i otworzyłam drzwi od apartamentu. Rzuciłam klucze na stoliczek i udałam się do kuchni. Słyszałam, jak mój towarzysz opadł na kanapę – Chcesz coś do picia?
- Coś zimnego – odparł bez emocji. Nalałam soku pomarańczowego do szklanek i zajęłam miejsce obok bruneta.
- Cristiano, to nie jest tak, że wyjeżdżam przez mecz. – starałam się go nieco uspokoić – Przyjechałam tu tylko na tydzień. Nie miałam w planach zostać na dłużej. A już na pewno nie miałam zamiaru wrócić do Madrytu. Poza tym obiecałam Brooklynowi, że pomogę mu z portugalskim…
- Powiedziałaś, że jak na razie wracasz do Londynu. – popatrzył mi prosto w oczy – Jak mam to rozumieć?
- Szukam mieszkania… - przyznałam niepewnie – W Barcelonie – opuściłam głowę. Usłyszałam świst wciąganego powietrza. Tego nie mógł się spodziewać. Bałam się jego reakcji. Mimo wszystko coś mnie korciło, by spojrzeć na jego twarz. Jednocześnie miałam jakąś blokadę, która jednak opadła, kiedy poczułam ciepłą dłoń na moim kolanie. Ścisnął je nieznacznie i posłał mi ponury uśmiech.
- Jesteś tego pewna?
- Jestem pewna, że muszę zacząć wszystko od początku – wtuliłam się w niego i zaciągnęłam zapachem cudownych perfum. Poczułam, jak głaskał mnie po włosach. Po chwili przyciągnął mnie bliżej i posadził na swoich kolanach.
- A nie możesz zacząć od nowa tutaj? W Madrycie? Ze mną? Przecież masz tu przyjaciół – pogładziłam go delikatnie po ogolonym policzku.
- Przykro mi – wyszeptałam.
                Nadal trzymałam dłoń na jego licu. Zbliżyłam swoją twarz do jego na niebezpieczny dystans. Spojrzałam w te śliczne tęczówki, a potem wzrok przerzuciłam na usta, które już po chwili złączyłam w pełnym bólu i tęsknoty pocałunku.
                Ja i Cristiano nigdy nie byliśmy parą, ale pozwalaliśmy sobie na drobne pocałunki. Nigdy jednak nie posunęliśmy się dalej niż tak zwane obmacywanie. Łączyła nas dość dziwna więź. Nie muszę chyba tłumaczyć, że zanim się poznaliśmy, nie darzyłam go sympatią jako culé. Musiał się nieźle namęczyć, żebym zmieniła o nim zdanie. I w końcu mu się to udało.
                Usiadłam okrakiem na kolanach piłkarza i ponownie wpiłam się w jego usta. Opuszkami palców delikatnie gładziłam jego kark. On zaś złapał mnie za pośladki. Całowaliśmy się namiętnie, a nasze języki odnalazły swój własny rytm i odstawiały dzikie harce. Musiałam przyznać, że Aveiro całował najlepiej spośród wszystkich moich kompanów do tej czynności, że się tak wyrażę. Odsunęliśmy się od siebie nieznacznie, by zaczerpnąć powietrza i unormować nasze oddechy. Ten stan nie trwał jednak długo, bo już kilka sekund później zawodnik Królewskich składał pocałunki na mojej szyi i dekolcie. Podświadomie się uśmiechałam na te czułości. Po chwili odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy. Dostrzegłam w nich iskierki pożądania.
- A co byś powiedziała, gdybyśmy tak…? – uniósł znacząco brew.
- No nie wiem. – udałam, że się zastanawiam – Czysty seks i nic więcej?
- No tak – złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek.
- Ok – wyszeptałam.
                Na reakcję mężczyzny nie musiałam długo czekać. Jego ręce błądziły pod moją bluzką i nawet się nie spostrzegłam, kiedy znaleźliśmy się na moim łóżku. Zawodnik dość szybko pozbył się mojego ubrania, więc i ja zajęłam się jego koszulką, która wylądowała na panelach. Brunet wyznaczał mokrą ścieżkę od mojej szczęki, przez szyję, obojczyki, piersi, aż do podbrzusza. Uśmiechnął się cwano i, cmokając mnie w usta, rozpiął mój stanik. Popatrzyłam na niego zadziornie i ściągnęłam z niego spodnie. Zadrżałam, kiedy delikatnie pociągnął moje koronkowe majtki w dół. Odsunął się ode mnie niechętnie i popatrzył, jakby szukał w moich oczach pozwolenia do dalszego działania. W odpowiedzi wyswobodziłam rękę z jego silnego uścisku i po omacku wyciągnęłam z szufladki w nocnej szafce niewielki pakunek. Uśmiechnęłam się uroczo i rzuciłam mu zapakowaną prezerwatywę. Poszerzył swój uśmiech i rzucił zielone bokserki w kąt. Złączył nasze usta w długim pocałunku, nie przestając pieścić moich pleców. Poczułam jak delikatnie we mnie wchodził. Jakby bał się, że może mi wyrządzić krzywdę. Nasze pocałunki stawały się coraz to intensywniejsze, tak samo jak ruchy mężczyzny. W końcu i jedno i drugie ustało, kiedy oboje uzyskaliśmy spełnienie. Brunet opadł na łóżko obok mnie i zagarnął mnie do siebie ramieniem. Bez zbędnych protestów oparłam głowę o jego klatkę piersiową, na której jednocześnie zataczałam kółka opuszkami palców. Leżeliśmy tak przykryci kocem, a jedyne co na sobie miałam, to złote kolczyki z motywem równowagi oraz złoty pierścionek z małym niebieskim diamencikiem, z którym nigdy się nie rozstawałam.



                Myślałam o tym, co by się stało, gdyby ktoś z naszego otoczenia dowiedział się, co przed chwilą miało miejsce. Cóż, Casillas i Karim zapewne by to godnie przyjęli na klatę, a później zaczęli nam robić jakieś aluzje… Kilku piłkarzy pewnie zechciałoby do nas dołączyć – niektórzy byli naprawdę zboczeni, ale najgorsza byłaby reakcja mojej rodziny. A w szczególności Davida. Victoria uważała, że miałam prawo popełniać własne błędy. Zinedine był podobnego zdania, ale Becks… Szkoda gadać.
- Wiesz, wtedy jak powiedziałem, że kiedyś zostaniesz moją żoną i niechcący zrobiłem to w obecności twojego wujka, to myślałem, że mnie zabije. Tak na mnie patrzył. – pokręcił głową – I chciał ze mną pogadać na osobności.
- I co ci powiedział? – interesowałam się.
- Że jeśli uronisz przeze mnie choć jedną łzę, to już nigdy więcej nie wejdę o własnych siłach na boisko – zaśmiał się.
- On traktuje mnie jak córkę. Jakbym była jakąś księżniczką. Myślałam, że mu przejdzie, jak urodzi się Harper, ale najwidoczniej nie – westchnęłam.
- Nie dziwę mu się. Po prostu jesteś wyjątkowa, przyszła żono – musnął moje usta.
- Przestań tak do mnie mówić – skrzywiłam się.
- Nie ma takiej opcji. – wyszczerzył się – Zobaczysz, że się kiedyś pobierzemy – obstawał pewnie przy swoim.
- Czyżby? – zmieniłam pozycję tak, że teraz na nim leżałam i patrzyłam w oczy – Wiesz, możemy się umówić tak, że jeśli w wieku 35 lat nadal będę singielką, a ty nie będziesz grał w Realu to się pobierzemy – uśmiechnęłam się uroczo, a on uniósł wysoko brwi w geście zdziwienia.
- Serio? – potwierdziłam ruchem głowy – No to się hajtniemy, kupimy fajny domek i będziemy bawić nasze dzieci – rozmarzył się.
- Czekaj… - przyjrzałam mu się uważnie – Chcesz mieć dzieci?
- No tak. A to takie dziwne?
- Nie, nie. Ale w takim razie musimy zmieć pewną rzecz w tym planie.
- Jaką?
- Jeśli przed trzydziestką nie urodzę pierwszego dziecka, to już wcale nie urodzę, bo wzrasta zachorowalność na raka piersi. No to umówmy się tak, że jak będę miała 28 czy 29 lat i oboje będziemy samotni i nie będziesz grał w Realu, to się pobierzemy. Hmm?
- Będziesz cudowną żoną – odparł, przekręcając mnie na plecy i całując.



***
No to ten... Tak jakoś wyszło... :p
Troszkę im chyba namieszałam w życiu. A może jednak nie?
Jak myślicie, hm? Co zrobi Catalina? Jak się będzie zachowywał Cristiano?
No i co na to ich znajomi i rodzina dziewczyny?
Może to był tylko jeden raz? A może nie?
Piszcie, co sądzicie ;)
A, byłabym zapomniała. Jeśli będzie dużo komentarzy, to rozdział pojawi się w miarę szybko.
Jeśli nie pokażecie, że jesteście, kolejną część dodam prawdopodobnie 
dopiero po zakończeniu "W poszukiwaniu szczęścia". Taki mały szantażyk XD
Buziaki ;*

12.06.2015

5

- I pamiętaj, - zaczęłam, kiedy podszedł już do drzwi – masz być spokojny, opanowany i nie odwalić niczego. Zero agresji. – przeliterowałam ostatnie zdanie – Albo już nigdy nie wrócę do stolicy.
- Czyli co? Mam być potulnym barankiem i nie faulować, ani nie pyskować, tak? – pokiwałam głową na potwierdzenie – Ale chcę buziaka, Skarbie – posłusznie pocałowałam go w policzek.
- A spróbuj mi tylko strzelić bramkę, to więcej mnie nie zobaczysz – zmrużyłam oczy, chcąc wyglądać poważniej.
- Skarbie, ja cię znajdę nawet na końcu świata – przysunął mnie do siebie bliżej i musnął moje usta.
- No, Aveiro, nie zapędzaj się. A teraz idź się szykować na mecz – wypchnęłam go na korytarz.

***
                Początek meczu był świetny. Już w czwartej minucie Neymar Jr strzelił gola. Niestety w 34. minucie Piqué zagrał ręką, będąc w polu karnym. Oznaczało to jedno – rzut karny dla Królewskich. Złapałam się za głowę, widząc, że do piłki podszedł Cristiano. Wystarczyło jedno spojrzenie. Wiedziałam, że pozostawi Claudio bez szans. Schowałam głowę w dłoniach, kiedy kibice w białych koszulkach podskakiwali jak szaleni. Pogrążyłam się we własnych myślach.
- Cat? – szturchnął mnie Romeo – Jest przerwa. Idziemy po coś do picia? – zapytał z nadzieją. Popatrzyłam na chłopca i blado się uśmiechnęłam. Pokiwałam głową i poszliśmy w stronę baru – Catalina?
- Nom?
- A zrobimy sobie zdjęcie? – wyszczerzył się, a mi od razu poprawił się humor.
- Madridista i culé na jednym zdjęciu? Kusząca propozycja. Ale pod jednym warunkiem. – powiedziałam, wyciągając z kieszeni komórkę – Przytulisz mnie, mój ty Romeo.
                Chłopak w klubowej koszulce Realu natychmiast mnie objął, a ja cyknęłam nam fotkę. Przed barem stała dość długa kolejka. Młody niecierpliwił się, nie chcąc spóźnić się na drugą połowę. Na niewiele zdawały się moje słowa, więc po prostu go przytuliłam. Chyba trochę pomogło, ale kiedy barman powiedział, że na kawę trzeba będzie poczekać… Widząc minę kuzyna, kazałam mu zabrać zimne napoje dla braci i wracać na trybuny. Powiedziałam, że zaraz do nich dołączę. Niechętnie, bo niechętnie, ale zgodził się.
- Madridista i culé. To się nie zdarza często – usłyszałam głos za plecami, więc się odwróciłam. Przede mną stał wysoki mulat z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Cóż poradzić? Nie dałam rady przekonać go do naszych barw. – uśmiechnęłam się promiennie – Ma sentyment do Realu… - westchnęłam.
- Jak podoba się mecz? – przyglądał mi się dokładnie, a ja byłam pewna, że już gdzieś wcześniej widziałam te oczy. No tak! To był ten facet, który wpadł na mnie na koncercie! Nie wierzyłam w to, że wtedy go nie rozpoznałam!
- Do karnego było w porządku. – wzruszyłam ramionami – Przykro mi, że nie grasz.
- To ty wiesz, że ja… No tak – pokazał na koszulkę.
- Nie martw się. Twój debiut w El Clásico jeszcze nadejdzie – mrugnęłam do niego okiem.
- Ta, ciekawe kiedy.
- W takich meczach najlepiej debiutuje się na własnym stadionie. Santiago Bernabéu nie jest od tego. Muszę już lecieć. Zizou mnie zabije, że mu kawy nie przyniosłam – zaśmiałam się, zabierając ze sobą kubki z kofeiną.
- Poczekaj, dowiem się chociaż, jak masz na imię? – zawołał za mną.
- Catalina! – odkrzyknęłam i zniknęłam mu w tłumie.

***
                W drodze powrotnej David i Romeo cieszyli się jak głupki. Ja, Brooklyn i Cruz mieliśmy nieco smutniejsze miny. Dlaczego? Bo mecz skończył się 3:1 dla Madrytu! Widząc smutek w oczach najmłodszego z rodziny Bekham, uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco i powiedziałam:
- Następne El Clásico będzie nasze. – poczochrałam mu włosy – A z Ronaldo to ja sobie porozmawiam – dodałam poważnie.
- Ej! Tak nie można! – obruszył się średni z braci.
- A o co się założysz? – pokazałam mu język.
- On i tak cię nie posłucha.
- Nie byłbym tego taki pewny, Młody – zaśmiał się pierworodny Davida.
- Ciekawe czemu – naburmuszył się.

- Bo widzę, jak on patrzy na naszą siostrzyczkę – zachichotał, bo dostał ode mnie kuksańca.


***
Wyszedł trochę krótszy niż zamierzałam, ale myślę, że nie jest źle. ;)
Czekam na Wasze opinie. ;*