27.06.2015

7

                Stałam jedynie w kusej koronkowej bieliźnie w garderobie dokładnie przyglądając się swojemu odbiciu w wielkim lustrze. Byłam szczupła, ale nie przeraźliwie chuda. Mój płaski brzuch był delikatnie umięśniony. Moja karnacja nie należała do najjaśniejszych zapewne ze względu nie tylko na moje pochodzenie, ale też na czas, jaki spędzałam w Hiszpanii. Długie blond włosy opadały kaskadą na nieskazitelne plecy. Podeszłam bliżej zwierciadła i przyjrzałam się mojej twarzy. Duże oczy koloru nieba okolone były zasłoną gęstych, długich, czarnych rzęs. Pełne usta miały jasnoróżowy kolor. Brak jakichkolwiek piegów. Długa szyja, wystające obojczyki i smukłe ramiona. Mój wzrok powędrował na malunki zdobiące ciało. Na lewym przedramieniu widniała sentencja z mojej ulubionej piosenki „WALKING GETS TOO BORING WHEN YOU LEARN HOW TO FLY”. Na prawym nadgarstku znajdował się napis w języku portugalskim „tudo passa”, a na lewym data „XX XI MMIV”. Ta data to symbol. Przypomina mi o najpiękniejszym dniu mojego życia. Wtedy dzięki mojemu kochanemu wujkowi poszłam na pierwszy w życiu mecz Primera División. Był to mecz 12. kolejki sezonu 2004/05. Starcie tytanów, czyli El Clásico. Bramki Eto’o, Van Bronckhorsta i Ronaldinho zapisały się w mojej pamięci na zawsze. Zresztą tak samo jak całe spotkanie. Nie macie pojęcia, jakie było zdziwienie Davida, któremu powiedziałam, że Barcelona to najlepsza drużyna świata i to im kibicowałam. Było mi trochę głupio, bo przecież on grał po drugiej stronie, ale na całe szczęście zrozumiał. Ten tatuaż był na pamiątkę. Od tamtego dnia kochałam sport. I FCB. Popatrzyłam niżej. Na prawym biodrze miałam jeszcze jedną sentencję. Bardzo dla mnie ważną. Głosiła ona drobnymi literkami: „…que mai ningú no ens podrá tòrcer…”.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i odwróciłam się w stronę półek z zamiarem wybrania odpowiedniego stroju. Miałam ochotę zrobić chłopcom niespodziankę i poczekać na nich po treningu. Wczoraj w nocy, a właściwie dzisiaj nad ranem wylądowałam w Madrycie. Te kilka tygodni w Londynie mnie doszczętnie wykończyło. Tamtejsza pogoda nie działała na mnie dobrze, więc postanowiłam przyjechać do Hiszpanii. Ten klimat znacznie bardziej mi odpowiadał. A poza tym Zizou obiecał, że poleci ze mną do Barcelony, żeby wynająć jakieś mieszkanie.
Postawiłam na sportowy look. W końcu szłam na stadion. Tak więc ubrałam czarną luźną bluzę, legginsy z tropikalnym motywem i kolorowe zux fluxy – wszystko marki ADIDAS.



Poszłam do łazienki, gdzie znajdowały się wszystkie moje kosmetyki. Nałożyłam podkład, naturalny cień do powiek i zrobiłam sobie niezbyt mocną kreskę czarnym eyelinerem. Na usta nałożyłam odrobinę przezroczystego błyszczyku powiększającego usta. Uwielbiałam go, bo miał cudowny miętowy smak, a na dodatek tak śmiesznie szczypał moje wargi zaraz po zastosowaniu. Rozczesałam włosy i zaplotłam na czubku głowy dwa warkocze, żeby potem związać włosy lekko powyżej karku i zostawić w postaci ogona.
Proste pukle przełożyłam na prawe ramię i obracając się, zauważyłam w lustrze jeszcze jeden napis. Tatuaż znajdował się na karku i głosił „la familia y el fútbol”. Pokręciłam ze śmiechem głową. Zapięłam na nadgarstku 3 złote bransoletki od MINTY DOT i założyłam pierścionek z diamencikiem, który ściągałam jedynie do kąpieli i prac domowych. Ubrałam czarną puchówkę, zgarnęłam klucze i opuściłam mieszkanie. Postanowiłam dotrzeć na miejsce komunikacją miejską.
                Po jakichś 20 minutach byłam u celu. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była 12:05. Zaraz powinni wychodzić. Odszukałam wzrokiem auto jednego z moich przyjaciół i czekałam, opierając się o maskę. Chwilę później usłyszałam głośne śmiechy i rozmowy. Pierwsza grupka opuściła mury ośrodka treningowego. Jednak to nie na nich czekałam. Na moich książąt przyszło mi czekać jeszcze dobry kwadrans. Ale oni w sumie nigdy donikąd się nie spieszyli. W końcu nadszedł ten upragniony i wyczekany przeze mnie moment.
                Sergio opowiadał jakiś kawał, kiedy nagle Benzema walnął go w brzuch i kiwnął głową w moją stronę. Piłkarze podążyli wzrokiem w kierunku wskazanym przez kolegę i oniemieli. Stali w miejscu i mrugali. Pomachałam im, a ci jakby wyrwani z jakiegoś transu rzucili się na mnie. Wyściskali mnie chyba za wszystkie czasy. Najbardziej uradowany moim pojawieniem się był oczywiście Portugalczyk, który nie chciał i chyba nie miał zamiaru wypuścić mnie ze swoich objęć. Co chwilę to tylko uśmiechał się do mnie, a potem znowu wtulał się w moją szyję, którą czule muskał swoimi wargami. Casillas śmiał się, że on się zachowuje tak, jakbyśmy się co najmniej rok nie widzieli.
- Wsiadaj, jedziemy na obiad – powiedział uroczo się szczerząc.
                Po posiłku w jednej z lepszych madryckich restauracji pojechaliśmy do mojego mieszkania. Poszłam nalać nam czegoś do picia, ale piłkarz, który przydreptał za mną, skutecznie mi to utrudniał. Mocno mnie objął, obrócił w swoją stronę i zaczął bez opamiętania całować. Poddałam się tej czynności, czując jego cudowny oddech. Nie zastanawiając się długo, podskoczyłam i oplotłam go nogami w pasie. Mogłam dać sobie rękę uciąć, że uśmiechnął się wtedy przez pocałunek. Po chwili rozdzielił nasze twarze i wolną ręką dotknął swoich warg. Skrzywił się, jakby czegoś nie rozumiał.
- Czemu szczypią mnie usta? – zapytał, a ja zaczęłam chichotać.
- To przez mój błyszczyk powiększający usta – wytłumaczyłam ze śmiechem.
- Powiększający usta? Przecież ty masz śliczne usteczka.
- Wiem, ale ja w przeciwieństwie do ciebie lubię to uczucie szczypania.
- Aha. – wzruszył ramionami i ponownie wpił się w moje usta. Potem przyszła kolej na szyję. To zdecydowanie było jego ulubione miejsce do pieszczot. W pewnym momencie coś przykuło jego uwagę – Czemu wcześniej go nie zauważyłem? – pocałował napis na moim karku.
- Bo nosiłam rozpuszczone włosy. A co? Nie podoba ci się tekst? – udałam oburzoną.
- Wręcz przeciwnie. Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś ideałem? – popatrzył na mnie z pożądaniem.
- Tak, ale nie pytaj ile razy, bo bodajże po dziesiątym przestałam liczyć – zaśmiałam się.

***
                Nazajutrz po porannym prysznicu i dawce kofeiny upięłam włosy, a właściwie związałam w bezładnego, luźnego koka. Zarzuciłam na siebie grubą błękitną bluzę z napisem „Love is in the Air. NIKE” oraz ciemne spodnie dresowe, a do tego granatowe NIKE z kolorowymi wstawkami.

 Wzięłam do ręki bezrękawnik – tak na wszelki wypadek, bo mimo słońca, był przecież grudzień – i popędziłam na trening. Sama się dziwiłam, że Ancelotti pozwolił mi być na całym. Zawsze twierdził, że przeszkadzam i rozpraszam piłkarzy.
                Pół godziny później już siedziałam na ławce rezerwowych, jeśli można było tak to nazwać. Cały czas się śmiałam. Ci faceci zachowywali się jak banda dzieciaków. Serio, jakby wszyscy byli w wieku Cruza! Kiedy trener zarządził chwilę przerwy, Casillas bez słowa do mnie podbiegł, przerzucił sobie przez ramię i zaniósł jak zwykle do bramki. Ja z nim kiedyś nie wytrzymam! Miał szczęście, że był ojcem rozkosznego malucha, którego po prostu nie mogłam pozbawić rodziciela. Zanim się obejrzałam, za moimi plecami znalazł się Aveiro.
- Dzień dobry, Skarbie – ucałował mnie w policzek.
- Dzień dobry – przywitałam się.
- Casillas, mógłbyś nie nosić na rękach mojej przyszłej żony? – zapytał, na co zaniosłam się śmiechem. On mówił to na poważnie!
- Sorry, Cris, ale jakoś nie widzę pierścionka zaręczynowego, więc teoretycznie jest wolna, nie mylę się? – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- Dokładnie. Masz rację. – pokiwałam głową – Żadnych zaręczyn nie było.
- Nie ruszajcie się nigdzie! – krzyknął brunet i pobiegł w stronę picia, a ja i Iker popatrzyliśmy na siebie, niczego nie rozumiejąc. Po chwili wrócił z butelką Poweraida. Wypił zawartość, coś pomajstrował przy butelce i odrzucił ją daleko. Podszedł do bramki i uklęknął przede mną.
- Panienko Catalino Beckham Martinez, czy zgodzisz się zostać moją przyszłą żoną? Wiesz, co mam na myśli – posłał mi oczko.
- Och, panie Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro. Oczywiście – zaśmiałam się, kiedy wsunął na mój palec plastikową obrączkę z butelki.
- No dobra, zakochańce. Uśmiech do zdjęcia, proszę – wyszczerzył się Benzema. Jak na zawołanie oplotłam Portugalczyka nogami w pasie, a on mocno mnie objął. Patrzyliśmy sobie w oczy i uśmiechaliśmy się. Wszyscy wiedzieli, że to żarty, ale my po prostu lubiliśmy się tak wygłupiać. Pamiętałam, jak na urodzinach Ikera, Ramos oświadczył się Karimowi! To było przekomiczne, jak oglądali nazajutrz zdjęcia z tego wydarzenia.
                Wieczorem siedzieliśmy u Cristiano w salonie i oglądaliśmy sobie film. Piłkarz wybrał „Millerów”, bo podobno jeszcze nie oglądał. Taka w sumie fajna komedia. Cały seans spędziłam w objęciach gospodarza. Kiedy skończył się nam popcorn i akurat zaczęły się napisy, obwieszczające koniec filmu, brunet popatrzył na mnie poważnie. Jeszcze chyba nigdy nie widziałam u  niego takiego skupienia.
- Wiesz, Cat, tak sobie pomyślałem… - podrapał się po głowie – Kiedy wyjeżdżasz?
- Pojutrze. Święta spędzam w Londynie, a na Sylwestra będę już w moim nowym mieszkanku w Barcelonie. – uśmiechnęłam się – A coś się stało?
- Nie. Tylko tak pomyślałem… - widać było, że się denerwuje – Bo wiesz, że dwunastego stycznia jest gala w Zurychu? – pokiwałam głową, potwierdzając – I ja sobie pomyślałem, że może chciałabyś tam ze mną pojechać, co? – popatrzył na mnie wyczekująco – Wystroiłabyś się, poznała kilka osób, posiedzielibyśmy na after party… Ale jak nie chcesz, to oczywiście zrozumiem – pogładził mnie po kolanie.
- Pod jednym warunkiem – wyszczerzyłam się.
- Jakim? I mam się bać?
- Możesz. – usiadłam na nim okrakiem – Wy gracie mecz w sobotę przed tą całą galą, tak?
- No tak. Ale co w związku z tym?
- To, że my gramy w niedzielę. I ja pojadę z tobą, jeśli ty pojedziesz ze mną na mecz z Atlético. – nachyliłam się nad nim, ale go nie pocałowałam – To jak?
- I pewnie będziemy siedzieć w sektorze FCB?
- Tak. Czekam na odpowiedź, przyszły mężu.
- Wiesz, że w starciu z tobą nie mam nawet najmniejszych szans – wpił się w moje usta.


***
No i mamy kolejną część :D
Ktoś się spodziewał takie rozwoju wydarzeń?
Cóż, w każdym bądź razie za pewien czas trochę się pokomplikuje.
A jak bardzo? Trochę. Chociaż może trochę to mało powiedziane.
Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale jedno mogę obiecać - oj, będzie się działo! :D
No to do następnego ;*

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam to opowiadanie od pierwszej literki, przecinka, kropki i wszystkiego.
    Nie komplikuj im życia bo ja polubiłam tutaj Cristiano, no. A myślę, że to przez niego może się pokomplikować. Chociaż mogę się mylić. ;D
    Czekam na następny rozdział. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też go tu lubię, ale życie nie jest takie proste. Masz rację, że i on dołoży swoje trzy grosze ;-)

      Usuń
  2. Uwielbiam czytać te opowiadanie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Idealny rozdział <3/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak na razie jestem zachwycona :) Uwielbiam opowiadania z Ronaldo a zwłaszcza tak wspaniale pisane :D Lecę czytać kolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń