Stałam jedynie w kusej koronkowej bieliźnie w
garderobie dokładnie przyglądając się swojemu odbiciu w wielkim lustrze. Byłam
szczupła, ale nie przeraźliwie chuda. Mój płaski brzuch był delikatnie
umięśniony. Moja karnacja nie należała do najjaśniejszych zapewne ze względu
nie tylko na moje pochodzenie, ale też na czas, jaki spędzałam w Hiszpanii. Długie
blond włosy opadały kaskadą na nieskazitelne plecy. Podeszłam bliżej zwierciadła
i przyjrzałam się mojej twarzy. Duże oczy koloru nieba okolone były zasłoną
gęstych, długich, czarnych rzęs. Pełne usta miały jasnoróżowy kolor. Brak
jakichkolwiek piegów. Długa szyja, wystające obojczyki i smukłe ramiona. Mój
wzrok powędrował na malunki zdobiące ciało. Na lewym przedramieniu widniała
sentencja z mojej ulubionej piosenki „WALKING GETS TOO BORING WHEN YOU LEARN
HOW TO FLY”. Na prawym nadgarstku znajdował się napis w języku portugalskim
„tudo passa”, a na lewym data „XX XI MMIV”. Ta data to symbol. Przypomina mi o
najpiękniejszym dniu mojego życia. Wtedy dzięki mojemu kochanemu wujkowi
poszłam na pierwszy w życiu mecz Primera División. Był to mecz 12. kolejki
sezonu 2004/05. Starcie tytanów, czyli El Clásico. Bramki Eto’o, Van Bronckhorsta
i Ronaldinho zapisały się w mojej pamięci na zawsze. Zresztą tak samo jak całe
spotkanie. Nie macie pojęcia, jakie było zdziwienie Davida, któremu
powiedziałam, że Barcelona to najlepsza drużyna świata i to im kibicowałam.
Było mi trochę głupio, bo przecież on grał po drugiej stronie, ale na całe
szczęście zrozumiał. Ten tatuaż był na pamiątkę. Od tamtego dnia kochałam
sport. I FCB. Popatrzyłam niżej. Na prawym biodrze miałam jeszcze jedną
sentencję. Bardzo dla mnie ważną. Głosiła ona drobnymi literkami: „…que mai
ningú no ens podrá tòrcer…”.
Uśmiechnęłam
się sama do siebie i odwróciłam się w stronę półek z zamiarem wybrania
odpowiedniego stroju. Miałam ochotę zrobić chłopcom niespodziankę i poczekać na
nich po treningu. Wczoraj w nocy, a właściwie dzisiaj nad ranem wylądowałam w
Madrycie. Te kilka tygodni w Londynie mnie doszczętnie wykończyło. Tamtejsza
pogoda nie działała na mnie dobrze, więc postanowiłam przyjechać do Hiszpanii.
Ten klimat znacznie bardziej mi odpowiadał. A poza tym Zizou obiecał, że poleci
ze mną do Barcelony, żeby wynająć jakieś mieszkanie.
Postawiłam na sportowy look.
W końcu szłam na stadion. Tak więc ubrałam czarną luźną bluzę, legginsy z
tropikalnym motywem i kolorowe zux fluxy – wszystko marki ADIDAS.
Poszłam
do łazienki, gdzie znajdowały się wszystkie moje kosmetyki. Nałożyłam podkład,
naturalny cień do powiek i zrobiłam sobie niezbyt mocną kreskę czarnym
eyelinerem. Na usta nałożyłam odrobinę przezroczystego błyszczyku
powiększającego usta. Uwielbiałam go, bo miał cudowny miętowy smak, a na
dodatek tak śmiesznie szczypał moje wargi zaraz po zastosowaniu. Rozczesałam
włosy i zaplotłam na czubku głowy dwa warkocze, żeby potem związać włosy lekko
powyżej karku i zostawić w postaci ogona.
Proste
pukle przełożyłam na prawe ramię i obracając się, zauważyłam w lustrze jeszcze
jeden napis. Tatuaż znajdował się na karku i głosił „la familia y el fútbol”.
Pokręciłam ze śmiechem głową. Zapięłam na nadgarstku 3 złote bransoletki od
MINTY DOT i założyłam pierścionek z diamencikiem, który ściągałam jedynie do
kąpieli i prac domowych. Ubrałam czarną puchówkę, zgarnęłam klucze i opuściłam
mieszkanie. Postanowiłam dotrzeć na miejsce komunikacją miejską.
Po jakichś 20 minutach byłam u celu. Spojrzałam na
wyświetlacz telefonu. Była 12:05. Zaraz powinni wychodzić. Odszukałam wzrokiem
auto jednego z moich przyjaciół i czekałam, opierając się o maskę. Chwilę
później usłyszałam głośne śmiechy i rozmowy. Pierwsza grupka opuściła mury
ośrodka treningowego. Jednak to nie na nich czekałam. Na moich książąt przyszło
mi czekać jeszcze dobry kwadrans. Ale oni w sumie nigdy donikąd się nie spieszyli.
W końcu nadszedł ten upragniony i wyczekany przeze mnie moment.
Sergio opowiadał jakiś kawał, kiedy nagle Benzema
walnął go w brzuch i kiwnął głową w moją stronę. Piłkarze podążyli wzrokiem w
kierunku wskazanym przez kolegę i oniemieli. Stali w miejscu i mrugali.
Pomachałam im, a ci jakby wyrwani z jakiegoś transu rzucili się na mnie.
Wyściskali mnie chyba za wszystkie czasy. Najbardziej uradowany moim
pojawieniem się był oczywiście Portugalczyk, który nie chciał i chyba nie miał
zamiaru wypuścić mnie ze swoich objęć. Co chwilę to tylko uśmiechał się do
mnie, a potem znowu wtulał się w moją szyję, którą czule muskał swoimi wargami.
Casillas śmiał się, że on się zachowuje tak, jakbyśmy się co najmniej rok nie
widzieli.
- Wsiadaj, jedziemy na obiad –
powiedział uroczo się szczerząc.
Po posiłku w jednej z lepszych madryckich restauracji
pojechaliśmy do mojego mieszkania. Poszłam nalać nam czegoś do picia, ale
piłkarz, który przydreptał za mną, skutecznie mi to utrudniał. Mocno mnie
objął, obrócił w swoją stronę i zaczął bez opamiętania całować. Poddałam się
tej czynności, czując jego cudowny oddech. Nie zastanawiając się długo,
podskoczyłam i oplotłam go nogami w pasie. Mogłam dać sobie rękę uciąć, że
uśmiechnął się wtedy przez pocałunek. Po chwili rozdzielił nasze twarze i wolną
ręką dotknął swoich warg. Skrzywił się, jakby czegoś nie rozumiał.
- Czemu szczypią mnie usta? –
zapytał, a ja zaczęłam chichotać.
- To przez mój błyszczyk
powiększający usta – wytłumaczyłam ze śmiechem.
- Powiększający usta? Przecież
ty masz śliczne usteczka.
- Wiem, ale ja w
przeciwieństwie do ciebie lubię to uczucie szczypania.
- Aha. – wzruszył ramionami i
ponownie wpił się w moje usta. Potem przyszła kolej na szyję. To zdecydowanie
było jego ulubione miejsce do pieszczot. W pewnym momencie coś przykuło jego
uwagę – Czemu wcześniej go nie zauważyłem? – pocałował napis na moim karku.
- Bo nosiłam rozpuszczone
włosy. A co? Nie podoba ci się tekst? – udałam oburzoną.
- Wręcz przeciwnie. Mówiłem ci
już kiedyś, że jesteś ideałem? – popatrzył na mnie z pożądaniem.
- Tak, ale nie pytaj ile razy,
bo bodajże po dziesiątym przestałam liczyć – zaśmiałam się.
***
Nazajutrz po porannym prysznicu i dawce kofeiny
upięłam włosy, a właściwie związałam w bezładnego, luźnego koka. Zarzuciłam na siebie
grubą błękitną bluzę z napisem „Love is in the Air. NIKE” oraz ciemne spodnie dresowe,
a do tego granatowe NIKE z kolorowymi wstawkami.
Wzięłam do ręki bezrękawnik –
tak na wszelki wypadek, bo mimo słońca, był przecież grudzień – i popędziłam na
trening. Sama się dziwiłam, że Ancelotti pozwolił mi być na całym. Zawsze
twierdził, że przeszkadzam i rozpraszam piłkarzy.
Pół godziny później już siedziałam na ławce
rezerwowych, jeśli można było tak to nazwać. Cały czas się śmiałam. Ci faceci
zachowywali się jak banda dzieciaków. Serio, jakby wszyscy byli w wieku Cruza!
Kiedy trener zarządził chwilę przerwy, Casillas bez słowa do mnie podbiegł,
przerzucił sobie przez ramię i zaniósł jak zwykle do bramki. Ja z nim kiedyś
nie wytrzymam! Miał szczęście, że był ojcem rozkosznego malucha, którego po
prostu nie mogłam pozbawić rodziciela. Zanim się obejrzałam, za moimi plecami znalazł
się Aveiro.
- Dzień dobry, Skarbie –
ucałował mnie w policzek.
- Dzień dobry – przywitałam
się.
- Casillas, mógłbyś nie nosić
na rękach mojej przyszłej żony? – zapytał, na co zaniosłam się śmiechem. On
mówił to na poważnie!
- Sorry, Cris, ale jakoś nie
widzę pierścionka zaręczynowego, więc teoretycznie jest wolna, nie mylę się? –
mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- Dokładnie. Masz rację. –
pokiwałam głową – Żadnych zaręczyn nie było.
- Nie ruszajcie się nigdzie! –
krzyknął brunet i pobiegł w stronę picia, a ja i Iker popatrzyliśmy na siebie,
niczego nie rozumiejąc. Po chwili wrócił z butelką Poweraida. Wypił zawartość,
coś pomajstrował przy butelce i odrzucił ją daleko. Podszedł do bramki i
uklęknął przede mną.
- Panienko Catalino Beckham
Martinez, czy zgodzisz się zostać moją przyszłą żoną? Wiesz, co mam na myśli –
posłał mi oczko.
- Och, panie Cristiano Ronaldo
dos Santos Aveiro. Oczywiście – zaśmiałam się, kiedy wsunął na mój palec
plastikową obrączkę z butelki.
- No dobra, zakochańce. Uśmiech
do zdjęcia, proszę – wyszczerzył się Benzema. Jak na zawołanie oplotłam
Portugalczyka nogami w pasie, a on mocno mnie objął. Patrzyliśmy sobie w oczy i
uśmiechaliśmy się. Wszyscy wiedzieli, że to żarty, ale my po prostu lubiliśmy
się tak wygłupiać. Pamiętałam, jak na urodzinach Ikera, Ramos oświadczył się
Karimowi! To było przekomiczne, jak oglądali nazajutrz zdjęcia z tego
wydarzenia.
Wieczorem siedzieliśmy u Cristiano w salonie i
oglądaliśmy sobie film. Piłkarz wybrał „Millerów”, bo podobno jeszcze nie
oglądał. Taka w sumie fajna komedia. Cały seans spędziłam w objęciach
gospodarza. Kiedy skończył się nam popcorn i akurat zaczęły się napisy,
obwieszczające koniec filmu, brunet popatrzył na mnie poważnie. Jeszcze chyba
nigdy nie widziałam u niego takiego
skupienia.
- Wiesz, Cat, tak sobie
pomyślałem… - podrapał się po głowie – Kiedy wyjeżdżasz?
- Pojutrze. Święta spędzam w
Londynie, a na Sylwestra będę już w moim nowym mieszkanku w Barcelonie. –
uśmiechnęłam się – A coś się stało?
- Nie. Tylko tak pomyślałem… -
widać było, że się denerwuje – Bo wiesz, że dwunastego stycznia jest gala w
Zurychu? – pokiwałam głową, potwierdzając – I ja sobie pomyślałem, że może
chciałabyś tam ze mną pojechać, co? – popatrzył na mnie wyczekująco –
Wystroiłabyś się, poznała kilka osób, posiedzielibyśmy na after party… Ale jak
nie chcesz, to oczywiście zrozumiem – pogładził mnie po kolanie.
- Pod jednym warunkiem –
wyszczerzyłam się.
- Jakim? I mam się bać?
- Możesz. – usiadłam na nim
okrakiem – Wy gracie mecz w sobotę przed tą całą galą, tak?
- No tak. Ale co w związku z
tym?
- To, że my gramy w niedzielę.
I ja pojadę z tobą, jeśli ty pojedziesz ze mną na mecz z Atlético. – nachyliłam
się nad nim, ale go nie pocałowałam – To jak?
- I pewnie będziemy siedzieć w
sektorze FCB?
- Tak. Czekam na odpowiedź,
przyszły mężu.
- Wiesz, że w starciu z tobą
nie mam nawet najmniejszych szans – wpił się w moje usta.
***
No i mamy kolejną część :D
Ktoś się spodziewał takie rozwoju wydarzeń?
Cóż, w każdym bądź razie za pewien czas trochę się pokomplikuje.
A jak bardzo? Trochę. Chociaż może trochę to mało powiedziane.
Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale jedno mogę obiecać - oj, będzie się działo! :D
No to do następnego ;*
Uwielbiam to opowiadanie od pierwszej literki, przecinka, kropki i wszystkiego.
OdpowiedzUsuńNie komplikuj im życia bo ja polubiłam tutaj Cristiano, no. A myślę, że to przez niego może się pokomplikować. Chociaż mogę się mylić. ;D
Czekam na następny rozdział. ;*
Też go tu lubię, ale życie nie jest takie proste. Masz rację, że i on dołoży swoje trzy grosze ;-)
UsuńUwielbiam czytać te opowiadanie :*
OdpowiedzUsuńJeju, niezmiernie mi miło ;*
UsuńIdealny rozdział <3/Zuza
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńJak na razie jestem zachwycona :) Uwielbiam opowiadania z Ronaldo a zwłaszcza tak wspaniale pisane :D Lecę czytać kolejne rozdziały :D
OdpowiedzUsuń