4.05.2015

2


- David? Bardzo jesteś zajęty teraz? – mówiłam do telefonu.
- Nie, a czemu pytasz?
- Bądź za 3 godziny na Heathrow.
- Co? Co to ma znaczyć?
- Przyjedziesz po mnie czy nie? – niecierpliwiłam się.
- Przyjadę, przyjadę, ale jestem trochę zdziwiony. Nie wiedziałem, że…
- Ja też nie wiedziałam. – przerwałam mu – Do zobaczenia na lotnisku.

***
                Podróż do domu Beckhamów spędziliśmy w ciszy. Ja nie miałam ochoty się wygadać, z kolei wujek wiedział, że coś było nie tak, ale wolał sam nie naciskać. Doceniałam w nim to, że co by się nie stało, starał się nie wtrącać nosa w nieswoje sprawy, ale jednocześnie dawał mi do zrozumienia, że zawsze stanie za mną murem. Oni traktowali mnie jak córkę, nie jak bratanicę. Nigdy nie pokazali, że jestem dla nich mniej ważna niż Brooklyn, Romeo, Cruz czy Harper. Całą siódemką stanowiliśmy rodzinę, która wspierała i dbała o siebie nawzajem na każdym kroku. Znalazłam w nich oparcie, którego nigdy nie dostałam od rodziców. Dla nich liczyła się tylko praca. Widywaliśmy się bardzo rzadko, ale w sumie nie przeszkadzało mi to. Bardziej byłam przywiązana do Beckamów niż do własnych rodzicieli. Ot paradoks!

                David wziął walizkę i zaniósł do mojego pokoju, a ja bez zbędnych ceregieli rzuciłam się z płaczem w ramiona Victorii. Kobieta mocno mnie przytuliła i głaskała uspokajająco po włosach. Jeszcze kilka razy pociągnęłam nosem i otarłam wierzchem dłoni słoną substancję zalegającą na moich policzkach. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy na moje kolana zaczęła się wspinać Harper. Szybko ją podniosłam i ucałowałam. Trzylatka wbiła we mnie swoje duże oczka i nawijała sobie na palec moje włosy. Posiedziałyśmy tak chwilkę, aż małej nie zachciało się spać. Ciocia poszła ją położyć, a ja, korzystając ze sposobności, ukryłam się w moim azylu. Ubrałam jasnoszare dresy i czarną koszulkę z Adidasa z motywem pokoju. Związałam włosy i skoczyłam na łóżko.
                Kiedy tak sobie leżałam z zamkniętymi oczami, ktoś nieśmiało zapukał do drzwi i wszedł do środka, nie czekając na jakikolwiek sygnał pozwolenia. Byłam pewna, że to któryś z moich kuzynów. Oni nigdy nie czekali na pozwolenie, ale po licznych upomnieniach, nauczyli się przynajmniej pukać.
- Cat, przyniosłem ci gorącą czekoladę – rzucił cichutko nastolatek.
- A z pianką? – uśmiechnęłam się, nadal nie otwierając oczu.
- No jasne. Przecież wiem, jak to uwielbiasz. – zaśmiał się – Mogę?
- Pewnie, chodź – poklepałam miejsce koło siebie. Piliśmy gorący napój w milczeniu, ale coś trzeba było z tym zrobić.
- Powiesz mi co się stało? – zapytał, odstawiając puste naczynia na stolik.
- Młody, nie chcę cię obarczać moimi problemami. Poza tym pewnie i tak wypaplałbyś rodzicom.
- Ja? – pokazał palcem na siebie – Ja? – pokręcił głową i opadł na posłanie – No dobra, jak nie chcesz mówić to nie mów. Chodź, przynajmniej cię przytulę – zagarnął mnie ramieniem tak, że leżałam wtulona w jego tors.
- Oj, Brooklyn, Brooklyn. Będziesz kiedyś wspaniałym mężem – zachichotałam.
- Wiem, siostra, wiem. To dowiem się w końcu, komu mam przywalić? – popatrzył na mnie poważnie.
- Szkoda fatygi, braciszku.
- Na długo u nas zostajesz? – gładził mnie po plecach.
- Jeszcze nie wiem. Ale jak wrócę to do Madrytu. Mieszkanie w Collado Villalba wystawiłam na sprzedaż. Nie mam zamiaru tam wracać – westchnęłam.
- Myślałem, że do stolicy Hiszpanii też nie chciałaś wracać… - był wyraźnie zdziwiony.
- Jak na razie nie mam wyjścia. – uśmiechnęłam się – Ale nie bój się. Już ja coś wykombinuję.
- Nie wątpię. A, słuchaj, bo tak się zastanawiałem… Piątego jest mecz Arenal-Chelsea. Pójdziesz z nami?
- Z nami czyli?
- No idę ja z Cruzem i Romeem. No i z ojcem oczywiście.
- Jeśli myślicie, że założę którąś z tych okropnych koszulek…
- Spokojnie. Nie mam zamiaru namawiać cię do złego – zarechotał.
- Ok. Pójdę. Ale ty stawiasz coś do picia.
- Piwo?
- Niepełnoletni jesteś. Sprite wystarczy – pacnęłam go przyjaźnie po brzuchu.
- Dobra, to ja lecę, bo zaraz będziesz miała gościa. – popatrzyłam na niego jak na kosmitę, więc dodał – Ojciec był tak przerażony twoim stanem, że natychmiast zadzwonił po Ritę.
                Jęknęłam w duchu i nakryłam się poduszką. Kochałam Ritę jak siostrę, ale wiedziałam, że będzie chciała ze mnie wszystko wyciągnąć. A co najgorsze byłam pewna, że jej się to uda. Chociaż nie mogłam mieć jej tego za złe, bo w końcu sama tak robiłam, kiedy na przykład rozstała się z Robem czy Calvinem. Swoją drogą zerwanie z producentem muzycznym bardzo przeżyła, co zaowocowało moim dwumiesięcznym pobytem w Londynie. Ale mniejsza z tym. Po kilku minutach na łóżko skoczyła blondyna, czym mnie nieźle przestraszyła.
- No hej, kicia – cmoknęła mnie w policzek.
- Walnięta jesteś, wiesz? – odrzuciłam poduszkę na bok.
- Ale i tak mnie kochasz. – pokazała język, więc odwdzięczyłam jej się tym samym – Dobra, gadaj co jest, bo to nie jest zbyt normalne, żeby David Beckham wyciągał mnie ze studia nagraniowego. A jeszcze dziwniejsze jest to, że Brooklyn robi mi czekoladę i prosi, żebym wyciągnęła od ciebie adres tego gościa, któremu ma wpieprzyć. – popatrzyła na mnie wyczekująco – No to czekam na wyjaśnienia.
                Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam jej wszystko po kolei. Tak jak było. Nie ominęłam nawet najmniejszego szczegółu. Pod koniec zebrało mi się na łzy.
- On mnie uderzył, Rita. Rozumiesz?
- Ciii, kicia. Od początku mówiłam ci, że ten cały Jack to niewypał. Nie zasługiwał na ciebie. I wiesz co? Mam pomysł – trajkotała, tuląc mnie do siebie.
- Jaki? – mruknęłam.
- Taki, że nie będziesz tu leżeć bezczynnie, tylko idziesz jutro ze mną do studia, a w sobotę jedziesz ze mną na koncert.
- Nie mogę. W niedzielę idę z chłopakami na mecz – próbowałam się wymigać.
- Możesz. W sobotę ty ze mną na koncert, a ja w niedzielę z wami na mecz. – podniosła się z łóżka – Wszystko postanowione. Przyjadę jutro po ciebie o dziewiątej. Ubierz się wygodnie, kicia – puściła mi całuska.
- Pa, wariatko – zaśmiałam się.

***
                Obudziły mnie promienie słońca, przedzierające się przez ciemną zasłonę. Leniwie przeciągnęłam się na łóżku i spojrzałam na zegar. Za pięć siódma. Głośno ziewnęłam i poszłam do łazienki. Po stawiającym na nogi prysznicu, założyłam jeansowe szorty, białą koszulkę z napisem „N1 cares at all i trampki z motywem z kreskówki „The Simpsons”.
Zrobiłam delikatny make-up. Rozpuściłam pofalowane włosy i zeszłam na dół. Ku mojemu zdziwieniu przy stole siedzieli już wszyscy domownicy.
- Hej, rodzinko. – przywitałam każdego buziakiem w policzek – A co wy tu tak rano robicie?
- Jakbyś siostra zapomniała, my się jeszcze uczymy – powiedział pierworodny Becksa.
- Cat już się nie uczy i zapomniała, że niektórzy jeszcze muszą chodzić do szkoły – ugryzł tost Romeo.
- Jak będziesz miał tyle lat co ja, to już nie będziesz musiał się uczyć – wypchnęłam w jego stronę język.
- Nie no, trzymajcie mnie. Od kiedy ty takimi tekstami sypiesz, co? – zaśmiał się.
- Te, Młody, trochę szacunku do naszej Catalinki – szturchnął go starszy brat.
                Nalałam sobie kawy, bez której wręcz nie byłam w stanie funkcjonować. Upiłam łyk i odetchnęłam głęboko. Poczułam, że ktoś mi się bacznie przyglądał. Otworzyłam oczy. Przeczucie mnie nie zawiodło, bo David i Romeo wydawali się mnie przewiercać wzrokiem na wylot. Zajęłam miejsce obok najstarszego kuzyna, a przechodząc zabrałam zapatrzonemu we mnie młodzikowi część śniadania. Zlustrowałam gapiów i nie wytrzymałam.
- A wy dwaj co się tak gapicie? – zapytałam podejrzliwie.
- My? Nie, nic. – poniósł ręce w geście obronnym chłopiec – My już właściwie wychodzimy. Prawda? No chodźcie chłopaki, bo się jeszcze spóźnimy.
                Jak na zawołanie cała trójca się podniosła, a wraz z nimi ich ojciec. Chwycił kluczyki i niemal pędem wybiegł z domu. Jego zachowanie wprawiło mnie w niezłą konsternację. Coś mi tu najwyraźniej nie pasowało… Wzruszyłam ramionami i dokończyłam posiłek.
- Vic, a ty nie wiesz, co ci dwaj kombinują?
- Nie mam pojęcia, ale coś mi się wydaje, że to nie tylko oni maczali w tym palce. – westchnęła – Ale nie bój się. Wiesz, że nic ci z nimi nie grozi – zaśmiała się.
                Kąciki moich ust natychmiast powędrowały ku górze. To prawda. Może i ci faceci, a w zasadzie jeden facet i trzech chłopców, czasem byli zwariowani, ale zawsze o mnie dbali i nie pozwoliliby mnie nikomu skrzywdzić. Kiedyś nazywali mnie księżniczką, ale na szczęście ciocia urodziła córkę, która natychmiast przejęła to miano. Mnie w zupełności wystarczała „Catalinka”. Albo „siostrzyczka”, jak nazywał mnie Brooklyn. Co do tego ostatniego, to od kiedy skończył 13 lat, zaczął się w stosunku do mnie zachowywać jakby był moim starszym bratem. Troszczył się o mnie. Zdarzało się nawet, że odprawiał moich adoratorów z kwitkiem. A wujcio śmiał się, że jego synek już dojrzał do opieki nad kobietą. On czuł się za mnie odpowiedzialny i prawie nigdzie mnie samej nie puszczał. To naprawdę było urocze.
                O umówionej porze przed domem pojawił się biały Range Rover Sport. Złapałam torbę, okulary przeciwsłoneczne i z uśmiechem na ustach wybiegłam na spotkanie. Mocno przytuliłam przyjaciółkę, po czym wyruszyłyśmy do studia. Nie miałam pojęcia, po jaką cholerę Ora uparła się, żeby mnie tam zabrać. Zawsze myślałam, że wolała nagrywać w samotności, a z tego co wiedziałam, dopiero zaczęła pracę nad albumem, więc ewentualny odsłuch i ocena nie wchodziły raczej w grę. Może chciała mnie po prostu wyciągnąć z domu? Ale o co chodziło z koncertem? Nie, dobra. Nieważne. Nie potrzebnie zawracałam sobie tym głowę.
                Przywitałam się z Tedem, który odpowiadał za cały ten sprzęt. Nie znałam się na tym, ale wiedziałam, że nie wolno mi było dotykać żadnych guziczków. Kiedy tylko próbowałam, chłopak zawsze bił mnie po rękach. Dbał o te cacka bardziej niż o swoją dziewczynę. Serio.
                Usiadłam sobie wygodnie na czerwonej sofie i popijałam spokojnie kawę ze Starbucksa, kiedy blondynka wybiegła z „kabiny”. Popatrzyła na Teda, a potem na mnie i zaczęła się szczerzyć jak głupia. Coś jej odbiło? A może nagle dopadła ją wena? Uniosłam wysoko brwi w geście zdziwienia. Czekałam na jakiekolwiek wyjaśnienia, ale się nie doczekałam. Dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Założyła mi na uszy słuchawki i wręczyła karteczkę z tekstem.
- Rita? Po co mi to dajesz? – zapytałam niepewnie.
- Tu jest tekst mojego nowego singla. No wiesz, - uśmiechnęła się – będzie promował płytę.
- Ok, rozumiem, ale co mam z tym wszystkim wspólnego ja?
- No weź, zabawimy się i pośpiewamy sobie trochę razem. Dawno się tak nie wygłupiałyśmy. – zrobiła słodką minkę – Nie daj się prosić.
- Matko, ja kiedyś z tobą zwariuję – zaśmiałam się, a piosenkarka pokazała brunetowi za szybą, że możemy zaczynać.
                Usłyszałam, jak do moich uszu zaczęła napływać muzyka. Brytyjka zaczęła śpiewać zwrotkę, a kiedy nadszedł czas refrenu, szturchnęła mnie w bok. Dołączyłam więc do niej. Musiałam przyznać, że dawno się tak nie bawiłam. Skakałyśmy i darłyśmy się wniebogłosy. Na mojej twarzy na nowo zagościł szczery uśmiech.


CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

***

Mamy już drugi rozdział.
Miał się pojawić dopiero pod koniec tygodnia, ale co tam. ;)
Powoli akcja zacznie nabierać tempa.
Muszę jednak Was najpierw jakoś wprowadzić w świat Cataliny.
Jeśli na razie jest nudno, to przepraszam, ale obiecuję poprawę już za kilka rozdziałów. ;D
Mam nadzieję, że zostaniecie i będziecie śledzić losy panienki Beckham. ;)
Co do nexta...
Im więcej komentarzy, tym szybciej go dostaniecie. :D
Buziaki ;*

6 komentarzy:

  1. Świetny !
    Zastanawia mnie jak to się dalej potoczy :)
    Pisz nowy jak najszybciej :) (Oczywiście jeśli masz czas )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba. :) Cały czas staram się pisać - kilka historii na raz ;)

      Usuń
  2. Szupcio rozdział ;D kochanego wujcia ma Catalina. <3
    Oj czekam na dalszy rozwój wydarzeń kochana ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski rozdział! ;3
    Cała rodzinka Beckhamów jest taka opiekuńcza i zwariowana ;3 Lubię ich ;D
    Czekam na kolejny!;*/Zuza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, cieszę się ;) Szczerze to ja też ich jakoś bardzo polubiłam ;*

      Usuń