- David? Bardzo jesteś zajęty
teraz? – mówiłam do telefonu.
- Nie, a czemu pytasz?
- Bądź za 3 godziny na
Heathrow.
- Co? Co to ma znaczyć?
- Przyjedziesz po mnie czy nie?
– niecierpliwiłam się.
- Przyjadę, przyjadę, ale jestem
trochę zdziwiony. Nie wiedziałem, że…
- Ja też nie wiedziałam. –
przerwałam mu – Do zobaczenia na lotnisku.
***
Podróż do domu Beckhamów spędziliśmy w ciszy. Ja nie
miałam ochoty się wygadać, z kolei wujek wiedział, że coś było nie tak, ale
wolał sam nie naciskać. Doceniałam w nim to, że co by się nie stało, starał się
nie wtrącać nosa w nieswoje sprawy, ale jednocześnie dawał mi do zrozumienia,
że zawsze stanie za mną murem. Oni traktowali mnie jak córkę, nie jak
bratanicę. Nigdy nie pokazali, że jestem dla nich mniej ważna niż Brooklyn,
Romeo, Cruz czy Harper. Całą siódemką stanowiliśmy rodzinę, która wspierała i
dbała o siebie nawzajem na każdym kroku. Znalazłam w nich oparcie, którego
nigdy nie dostałam od rodziców. Dla nich liczyła się tylko praca. Widywaliśmy
się bardzo rzadko, ale w sumie nie przeszkadzało mi to. Bardziej byłam
przywiązana do Beckamów niż do własnych rodzicieli. Ot paradoks!
David wziął walizkę i zaniósł do mojego pokoju, a ja
bez zbędnych ceregieli rzuciłam się z płaczem w ramiona Victorii. Kobieta mocno
mnie przytuliła i głaskała uspokajająco po włosach. Jeszcze kilka razy
pociągnęłam nosem i otarłam wierzchem dłoni słoną substancję zalegającą na
moich policzkach. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy na moje kolana zaczęła się
wspinać Harper. Szybko ją podniosłam i ucałowałam. Trzylatka wbiła we mnie
swoje duże oczka i nawijała sobie na palec moje włosy. Posiedziałyśmy tak
chwilkę, aż małej nie zachciało się spać. Ciocia poszła ją położyć, a ja,
korzystając ze sposobności, ukryłam się w moim azylu. Ubrałam jasnoszare dresy
i czarną koszulkę z Adidasa z motywem pokoju. Związałam włosy i skoczyłam na
łóżko.
Kiedy tak sobie leżałam z zamkniętymi oczami, ktoś
nieśmiało zapukał do drzwi i wszedł do środka, nie czekając na jakikolwiek
sygnał pozwolenia. Byłam pewna, że to któryś z moich kuzynów. Oni nigdy nie
czekali na pozwolenie, ale po licznych upomnieniach, nauczyli się przynajmniej
pukać.
- Cat, przyniosłem ci gorącą
czekoladę – rzucił cichutko nastolatek.
- A z pianką? – uśmiechnęłam
się, nadal nie otwierając oczu.
- No jasne. Przecież wiem, jak to
uwielbiasz. – zaśmiał się – Mogę?
- Pewnie, chodź – poklepałam
miejsce koło siebie. Piliśmy gorący napój w milczeniu, ale coś trzeba było z
tym zrobić.
- Powiesz mi co się stało? –
zapytał, odstawiając puste naczynia na stolik.
- Młody, nie chcę cię obarczać
moimi problemami. Poza tym pewnie i tak wypaplałbyś rodzicom.
- Ja? – pokazał palcem na
siebie – Ja? – pokręcił głową i opadł na posłanie – No dobra, jak nie chcesz
mówić to nie mów. Chodź, przynajmniej cię przytulę – zagarnął mnie ramieniem
tak, że leżałam wtulona w jego tors.
- Oj, Brooklyn, Brooklyn.
Będziesz kiedyś wspaniałym mężem – zachichotałam.
- Wiem, siostra, wiem. To
dowiem się w końcu, komu mam przywalić? – popatrzył na mnie poważnie.
- Szkoda fatygi, braciszku.
- Na długo u nas zostajesz? –
gładził mnie po plecach.
- Jeszcze nie wiem. Ale jak
wrócę to do Madrytu. Mieszkanie w Collado Villalba wystawiłam na sprzedaż. Nie
mam zamiaru tam wracać – westchnęłam.
- Myślałem, że do stolicy
Hiszpanii też nie chciałaś wracać… - był wyraźnie zdziwiony.
- Jak na razie nie mam wyjścia.
– uśmiechnęłam się – Ale nie bój się. Już ja coś wykombinuję.
- Nie wątpię. A, słuchaj, bo
tak się zastanawiałem… Piątego jest mecz Arenal-Chelsea. Pójdziesz z nami?
- Z nami czyli?
- No idę ja z Cruzem i Romeem.
No i z ojcem oczywiście.
- Jeśli myślicie, że założę
którąś z tych okropnych koszulek…
- Spokojnie. Nie mam zamiaru
namawiać cię do złego – zarechotał.
- Ok. Pójdę. Ale ty stawiasz
coś do picia.
- Piwo?
- Niepełnoletni jesteś. Sprite
wystarczy – pacnęłam go przyjaźnie po brzuchu.
- Dobra, to ja lecę, bo zaraz
będziesz miała gościa. – popatrzyłam na niego jak na kosmitę, więc dodał –
Ojciec był tak przerażony twoim stanem, że natychmiast zadzwonił po Ritę.
Jęknęłam w duchu i nakryłam się poduszką. Kochałam
Ritę jak siostrę, ale wiedziałam, że będzie chciała ze mnie wszystko wyciągnąć.
A co najgorsze byłam pewna, że jej się to uda. Chociaż nie mogłam mieć jej tego
za złe, bo w końcu sama tak robiłam, kiedy na przykład rozstała się z Robem czy
Calvinem. Swoją drogą zerwanie z producentem muzycznym bardzo przeżyła, co
zaowocowało moim dwumiesięcznym pobytem w Londynie. Ale mniejsza z tym. Po
kilku minutach na łóżko skoczyła blondyna, czym mnie nieźle przestraszyła.
- No hej, kicia – cmoknęła mnie
w policzek.
- Walnięta jesteś, wiesz? –
odrzuciłam poduszkę na bok.
- Ale i tak mnie kochasz. –
pokazała język, więc odwdzięczyłam jej się tym samym – Dobra, gadaj co jest, bo
to nie jest zbyt normalne, żeby David Beckham wyciągał mnie ze studia
nagraniowego. A jeszcze dziwniejsze jest to, że Brooklyn robi mi czekoladę i
prosi, żebym wyciągnęła od ciebie adres tego gościa, któremu ma wpieprzyć. –
popatrzyła na mnie wyczekująco – No to czekam na wyjaśnienia.
Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam jej wszystko po
kolei. Tak jak było. Nie ominęłam nawet najmniejszego szczegółu. Pod koniec
zebrało mi się na łzy.
- On mnie uderzył, Rita.
Rozumiesz?
- Ciii, kicia. Od początku
mówiłam ci, że ten cały Jack to niewypał. Nie zasługiwał na ciebie. I wiesz co?
Mam pomysł – trajkotała, tuląc mnie do siebie.
- Jaki? – mruknęłam.
- Taki, że nie będziesz tu
leżeć bezczynnie, tylko idziesz jutro ze mną do studia, a w sobotę jedziesz ze
mną na koncert.
- Nie mogę. W niedzielę idę z
chłopakami na mecz – próbowałam się wymigać.
- Możesz. W sobotę ty ze mną na
koncert, a ja w niedzielę z wami na mecz. – podniosła się z łóżka – Wszystko
postanowione. Przyjadę jutro po ciebie o dziewiątej. Ubierz się wygodnie, kicia
– puściła mi całuska.
- Pa, wariatko – zaśmiałam się.
***
Obudziły mnie promienie słońca, przedzierające się
przez ciemną zasłonę. Leniwie przeciągnęłam się na łóżku i spojrzałam na zegar.
Za pięć siódma. Głośno ziewnęłam i poszłam do łazienki. Po stawiającym na nogi
prysznicu, założyłam jeansowe szorty, białą koszulkę z napisem „N◦1 cares at all” i
trampki z motywem z kreskówki „The Simpsons”.
Zrobiłam delikatny make-up.
Rozpuściłam pofalowane włosy i zeszłam na dół. Ku mojemu zdziwieniu przy stole
siedzieli już wszyscy domownicy.
- Hej, rodzinko. – przywitałam
każdego buziakiem w policzek – A co wy tu tak rano robicie?
- Jakbyś siostra zapomniała, my
się jeszcze uczymy – powiedział pierworodny Becksa.
- Cat już się nie uczy i
zapomniała, że niektórzy jeszcze muszą chodzić do szkoły – ugryzł tost Romeo.
- Jak będziesz miał tyle lat co
ja, to już nie będziesz musiał się uczyć – wypchnęłam w jego stronę język.
- Nie no, trzymajcie mnie. Od
kiedy ty takimi tekstami sypiesz, co? – zaśmiał się.
- Te, Młody, trochę szacunku do
naszej Catalinki – szturchnął go starszy brat.
Nalałam sobie kawy, bez której wręcz nie byłam w
stanie funkcjonować. Upiłam łyk i odetchnęłam głęboko. Poczułam, że ktoś mi się
bacznie przyglądał. Otworzyłam oczy. Przeczucie mnie nie zawiodło, bo David i
Romeo wydawali się mnie przewiercać wzrokiem na wylot. Zajęłam miejsce obok
najstarszego kuzyna, a przechodząc zabrałam zapatrzonemu we mnie młodzikowi
część śniadania. Zlustrowałam gapiów i nie wytrzymałam.
- A wy dwaj co się tak gapicie?
– zapytałam podejrzliwie.
- My? Nie, nic. – poniósł ręce
w geście obronnym chłopiec – My już właściwie wychodzimy. Prawda? No chodźcie
chłopaki, bo się jeszcze spóźnimy.
Jak na zawołanie cała trójca się podniosła, a wraz z
nimi ich ojciec. Chwycił kluczyki i niemal pędem wybiegł z domu. Jego
zachowanie wprawiło mnie w niezłą konsternację. Coś mi tu najwyraźniej nie
pasowało… Wzruszyłam ramionami i dokończyłam posiłek.
- Vic, a ty nie wiesz, co ci
dwaj kombinują?
- Nie mam pojęcia, ale coś mi
się wydaje, że to nie tylko oni maczali w tym palce. – westchnęła – Ale nie bój
się. Wiesz, że nic ci z nimi nie grozi – zaśmiała się.
Kąciki moich ust natychmiast powędrowały ku górze. To
prawda. Może i ci faceci, a w zasadzie jeden facet i trzech chłopców, czasem
byli zwariowani, ale zawsze o mnie dbali i nie pozwoliliby mnie nikomu
skrzywdzić. Kiedyś nazywali mnie księżniczką, ale na szczęście ciocia urodziła
córkę, która natychmiast przejęła to miano. Mnie w zupełności wystarczała „Catalinka”.
Albo „siostrzyczka”, jak nazywał mnie Brooklyn. Co do tego ostatniego, to od
kiedy skończył 13 lat, zaczął się w stosunku do mnie zachowywać jakby był moim
starszym bratem. Troszczył się o mnie. Zdarzało się nawet, że odprawiał moich
adoratorów z kwitkiem. A wujcio śmiał się, że jego synek już dojrzał do opieki
nad kobietą. On czuł się za mnie odpowiedzialny i prawie nigdzie mnie samej nie
puszczał. To naprawdę było urocze.
O umówionej porze przed domem pojawił się biały Range
Rover Sport. Złapałam torbę, okulary przeciwsłoneczne i z uśmiechem na ustach
wybiegłam na spotkanie. Mocno przytuliłam przyjaciółkę, po czym wyruszyłyśmy do
studia. Nie miałam pojęcia, po jaką cholerę Ora uparła się, żeby mnie tam
zabrać. Zawsze myślałam, że wolała nagrywać w samotności, a z tego co
wiedziałam, dopiero zaczęła pracę nad albumem, więc ewentualny odsłuch i ocena
nie wchodziły raczej w grę. Może chciała mnie po prostu wyciągnąć z domu? Ale o
co chodziło z koncertem? Nie, dobra. Nieważne. Nie potrzebnie zawracałam sobie
tym głowę.
Przywitałam się z Tedem, który odpowiadał za cały ten
sprzęt. Nie znałam się na tym, ale wiedziałam, że nie wolno mi było dotykać
żadnych guziczków. Kiedy tylko próbowałam, chłopak zawsze bił mnie po rękach.
Dbał o te cacka bardziej niż o swoją dziewczynę. Serio.
Usiadłam sobie wygodnie na czerwonej sofie i
popijałam spokojnie kawę ze Starbucksa, kiedy blondynka wybiegła z „kabiny”.
Popatrzyła na Teda, a potem na mnie i zaczęła się szczerzyć jak głupia. Coś jej
odbiło? A może nagle dopadła ją wena? Uniosłam wysoko brwi w geście zdziwienia.
Czekałam na jakiekolwiek wyjaśnienia, ale się nie doczekałam. Dziewczyna
złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Założyła mi na uszy słuchawki i
wręczyła karteczkę z tekstem.
- Rita? Po co mi to dajesz? –
zapytałam niepewnie.
- Tu jest tekst mojego nowego
singla. No wiesz, - uśmiechnęła się – będzie promował płytę.
- Ok, rozumiem, ale co mam z
tym wszystkim wspólnego ja?
- No weź, zabawimy się i
pośpiewamy sobie trochę razem. Dawno się tak nie wygłupiałyśmy. – zrobiła
słodką minkę – Nie daj się prosić.
- Matko, ja kiedyś z tobą
zwariuję – zaśmiałam się, a piosenkarka pokazała brunetowi za szybą, że możemy
zaczynać.
Usłyszałam, jak do moich uszu zaczęła napływać
muzyka. Brytyjka zaczęła śpiewać zwrotkę, a kiedy nadszedł czas refrenu,
szturchnęła mnie w bok. Dołączyłam więc do niej. Musiałam przyznać, że dawno
się tak nie bawiłam. Skakałyśmy i darłyśmy się wniebogłosy. Na mojej twarzy na
nowo zagościł szczery uśmiech.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
***
Mamy już drugi rozdział.
Miał się pojawić dopiero pod koniec tygodnia, ale co tam. ;)
Powoli akcja zacznie nabierać tempa.
Muszę jednak Was najpierw jakoś wprowadzić w świat Cataliny.
Jeśli na razie jest nudno, to przepraszam, ale obiecuję poprawę już za kilka rozdziałów. ;D
Mam nadzieję, że zostaniecie i będziecie śledzić losy panienki Beckham. ;)
Co do nexta...
Im więcej komentarzy, tym szybciej go dostaniecie. :D
Buziaki ;*
Świetny !
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jak to się dalej potoczy :)
Pisz nowy jak najszybciej :) (Oczywiście jeśli masz czas )
Cieszę się, że Ci się podoba. :) Cały czas staram się pisać - kilka historii na raz ;)
UsuńSzupcio rozdział ;D kochanego wujcia ma Catalina. <3
OdpowiedzUsuńOj czekam na dalszy rozwój wydarzeń kochana ;**
A no kochanego ;) I to nie jedynego ;D
UsuńBoski rozdział! ;3
OdpowiedzUsuńCała rodzinka Beckhamów jest taka opiekuńcza i zwariowana ;3 Lubię ich ;D
Czekam na kolejny!;*/Zuza
Hehe, cieszę się ;) Szczerze to ja też ich jakoś bardzo polubiłam ;*
Usuń