9.09.2015

22

wrzesień
                Siedziałam na fotelu i tępo wpatrywałam się w okno. Drugi dzień z rzędu padał deszcz. Ta ponura pogoda dawała mi się we znaki. Przypominał mi się Londyn, z którego przede wszystkim ze względów klimatycznych wyjechałam. Jednak w takie dni jak ten mogłam spokojnie pogrążyć się we własnych myślach. Wracałam wspomnieniami do mojego dzieciństwa. Przypominałam sobie wszystko. Rodziców, którzy rzadko bywali w domu, samotność. Potem był przyjazd Beckhamów. Los się do mnie uśmiechnął. Dał ludzi, którzy zastąpili mi własnych rodzicieli. Dał rodzeństwo, którego nigdy nie miałam. Dał mi – i to chyba najważniejsze – El Clásico, które zmieniło moje życie o 180 stopni. Miłość do zdrowego trybu życia, do piłki nożnej, do Blaugrany. Niestety los daje, ale i zabiera. David nie przedłużył kontraktu. Moja rodzina wyprowadziła się do USA. Bardzo to przeżyłam. Wujek chciał mnie nawet zabrać ze sobą, ale moi cudowni prawni opiekunowie nie zgodzili się na to. Po kilku latach wyjechałam na cztery semestry do Anglii, gdzie się uczyłam. Niby było dobrze, ale to już nie było to samo. W końcu postanowiłam powrócić do Madrytu. Kiedy miałam 16 lat, Zizou zabrał mnie na trening Królewskich. Chyba miał jeszcze nadzieję, że da się mnie naprostować, ale nic z tego. Za to poznałam wspaniałych facetów, którzy z dnia na dzień stawali mi się coraz bliżsi i na których zawsze mogłam liczyć. Tak właśnie zrodziły się moje przyjaźnie z piłkarzami. Po jakimś roku starań Ronaldo, udało mu się mnie do siebie przekonać. Potem był mój jedyny mecz z Los Blancos i początek nazywania mnie przyszłą żoną Portugalczyka. Sprawy toczyły się szybko. Uczyłam się, latałam do Victorii, studiowałam, pomagałam jej w interesach, zdobywałam kolejne certyfikaty i punkty do CV. Śmierć rodziców wypędziła mnie na pewien czas poza granice stolicy. Następnie był związek z Jackiem, który zakończył się nie najlepiej. Pobyt w Londynie, koncert Rity, powrót do rodzinnego miasta – chociaż na chwilę. Potem był…Cristiano. Nie powinnam była dopuścić do tego, żeby nasza relacja przeniosła się na taki poziom. Wszystko się pokomplikowało. I jeszcze ta umowa… Na całe szczęście nie była już aktualna – nie w takiej sytuacji i nie po tym, do czego doszło. Dlaczego pozwoliłam, żeby Portugalczyk do tego stopnia zawładnął moim życiem? Niepotrzebnie pozwoliłam mu się do mnie tak zbliżyć. Przyniosło mi to jedynie ból i cierpienie po słowach, które usłyszałam. Nie wiem, jakby to było, gdybym nie pojechała wtedy z Iriną na Barbados. Te wakacje naprawdę pomogły mi się otrząsnąć. Zrozumiałam, że musiałam się usunąć z życia piłkarza i iść dalej. Żyć, tak jak zawsze chciałam. W mieście moich marzeń. W Barcelonie. Przy mojej ukochanej drużynie. Z osobami, które nigdy by mnie nie zawiodły. Nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam, że sprzedałam nie tylko mój apartament, ale też dom rodziców. Niegdyś się zarzekałam, że tego nie zrobię, ale nie widziałam innej opcji. Na dodatek nie musiałam nigdzie jechać, ponieważ wszystko załatwił za mnie Zidane. Co ja bym bez niego zrobiła?
                Ocuciły mnie promienie barcelońskiego słońca. Nawet się nie zorientowałam, kiedy ulewa ustała. Poszłam się ogarnąć do łazienki. Uczesałam się, pomalowałam, ubrałam jeansową sukienkę od CURRENT ELLIOT i wyszłam z mieszkania.
Podążałam uliczkami stolicy Katalonii, aż dotarłam do upragnionego miejsca. Odetchnęłam głęboko i nacisnęłam dzwonek. Po chwili przywitał mnie Leo, który otworzył drzwi. Weszłam do środka i zajęłam miejsce na kanapie. Argentyńczyk nalał nam soku i usiadł obok mnie, wręczając mi szklankę.
- Coś się stało? – zapytał niepewnie.
- Nie. Chyba nie. – odpowiedziałam bez przekonania – Antonelli nie ma? – rozglądałam się w poszukiwaniu przyjaciółki.
- Nie. Pojechała z małym do lekarza na kontrolę, a potem mieli jechać na zakupy, więc raczej prędko nie wróci.
- To ja nie będę ci przeszkadzać – podniosłam się, ale piłkarz z powrotem pociągnął mnie na siedzisko.
- Przecież widzę, że coś cię gryzie. Chcesz pogadać? – pytał z nadzieją.
- Ja… Tak – przytaknęłam.
                Mężczyzna wstał i poszedł do kuchni, a po chwili wrócił z wielkim pudłem moich ukochanych lodów Manhattan i dwoma łyżkami. Wyszczerzył się jak głupi do sera, podając mi jedną z nich. Ponownie siedliśmy koło siebie i zaczęliśmy jeść. Zrobiliśmy sobie selfie, które natychmiast wylądowało na moim profilu z podpisem: Mam najwspanialszych na świecie przyjaciół. <3 Dziękuję za Manhattan Lio! :)”.
W końcu odważyłam się i opowiedziałam mu całą historię z Ronaldo. Wszystko. Nie pominęłam niczego. Musiałam być z kimś szczera i chciałam, żeby ktoś mnie wysłuchał, a Messi świetnie się do tego nadawał.
- Leo, ja nadal za nim tęsknię – wyszeptałam, nabierając kolejną porcję mrożonego smakołyku.
- Cat, ja wiem, jaki ty masz problem. Wiem, dlaczego nie możesz o nim zapomnieć.
- No to słucham diagnozy, doktorze – zażartowałam.
- Ty go kochasz – zamurowało mnie.
                Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. „Ty go kochasz”. Nie, to niemożliwe! Przecież znaliśmy się sześć lat. Zorientowałabym się! Nie mogłam się przecież zakochać w aroganckim piłkarzu Realu Madryt! A jednak. Cały czas o nim myślałam. Sprawdzałam pocztę, mając nadzieję, że się odezwał. Brakowało mi jego głosu, dotyku, zapachu perfum, jego żarcików. Do cholery! Brakowało mi samego Cristiano Ronaldo dos Santosa Aveiro!
- A..a..ale – jąkałam się – Skąd ty… - nie dokończyłam, a crack mnie przytulił.
- Nie obraź się, ale ja to zauważyłem od razu, jak się poznaliśmy. Sposób w jaki na siebie patrzyliście… Wiedzieliśmy z Anto, że coś między wami jest, mimo, że stanowczo temu zaprzeczaliście. Co masz zamiar z tym zrobić? – przyjrzał mi się dokładnie.
- Nic. Nie mogę wrócić do Madrytu. Nie mogę żyć obok niego. To wszystko za daleko zaszło. Te kłótnie przekreśliły wszystko. Nie ma już powrotu do tego, co było kiedyś. Mogę jedynie…
- Ucieczka to nie sposób. Z Londynu już uciekałaś, z Madrytu też. To teraz co? Uciekniesz z Barcelony? Dokąd tym razem? – mówił wściekły, a ja ruszyłam w kierunku drzwi.
- Nie wiem, Leo. Naprawdę nie wiem – szepnęłam i chwyciłam za klamkę. Opuściłam posesję przyjaciół i ruszyłam przed siebie w bliżej nieokreślonym kierunku.
                Po jakichś dwóch godzinach moje bose stopy wędrowały brzegiem plaży. Letnia woda przynosiła ukojenie moim zszarganym nerwom. Stąpałam po piasku, aż odnalazłam stojący w zaciszu głaz. Przysiadłam na nim i zapatrzyłam się w dal. Niebo przybrało piękny kolor. Błękit przeplatał się z żółcią i czerwienią, które towarzyszyły zachodowi słońca. Grzebałam palcami w krzemionkowym, ciepłym cudzie, kiedy przypomniały mi się wakacje z Los Blancos. Nie! Stop! Nie wracaj do tego! W głowie zapaliła mi się czerwona lampka, ale… Musiałam.
Po zakończeniu jednego z sezonów, chłopcy zabrali mnie ze sobą na Ibizę. Była też Sara, Pilar i jakieś dwie inne dziewczyny. To miał być głównie męski wyjazd. Pamiętałam, że świetnie się tam bawiliśmy. Imprezy i błogie lenistwo. Dosłownie. Ja nawet nie musiałam nigdzie chodzić, bo wszędzie nosił mnie na rękach Cristiano. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Był taki uroczy. Martwił się, że ktoś mnie zaczepi albo poderwie, więc wolał dmuchać na zimne i mieć mnie przy sobie cały czas… Przez myśl przeszło mi nawet, że może on też coś do mnie czuł? Nie. Nie powinnam się łudzić. Przecież on był w międzyczasie z Shayk. Miał też kilka innych dziewczyn. To była jedynie sympatia. On mnie tylko lubił…
Po moim licu spłynęła pojedyncza łza, którą natychmiast otarłam wierzchem dłoni. Nie mogłam płakać z powodu jakiegoś faceta. Ale to nie był przecież jakiś tam facet. To był On. Mój Cristiano.
                Pamiętałam, że wtedy w Zurychu obiecał mi, że nigdy mnie nie zostawi. Czułam, że zawsze będzie przy mnie. Ale jak zwykle musiałam się pomylić. Teraz pozostały mi jedynie marzenia. Ta historia nie miała mieć happy endu. Cóż, życie to nie bajka ani komedia romantyczna. Życie bardziej przypominało dramat albo horror. A ja tych gatunków nie lubiłam. Może w takim razie powinnam była urwać ten film? Nie, nie mogłam tego zrobić moim małym braciszkom. Nie mogłam zostawić Beckhamów samych. Dla nich musiałam się podnieść i żyć dalej. Ale czy to było w obecnej sytuacji możliwe? Raczej wątpliwe…


***
Także ten, no...
Czekam na opinie.
Besos!
<3

3 komentarze:

  1. Podzielam zdanie Leo, ona go kocha. Ba! Ja to już wiem od dawna. Kurczę tak pokomplilowałaś Cat życie, że aż mi dziewczyny szkoda.. Niech no wreszcie będzie jak dawniej. ;D
    Czekam na kolejny. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział! <3 Sporo przemyśleń i wniosków ^^
    Czekam na kolejny ;*/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  3. HA! Wiedziałam xd wiedziałam, że ona go kocha :D no ciekawe co teraz zrobi ;) Ronaldo mógł by też zmądrzeć i się o nią postarać xd ;) w wolnej chwili zapraszam na mojego nowego bloga ;) http://zujungfurliebe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń