14.09.2015

23

Cristiano
                Leżałem na łóżku i przeglądałem album ze zdjęciami. Tak bardzo za nią tęskniłem. Od czasu El Clásico nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu. Mnóstwo razy miałem już wybrany jej numer, ale w ostatniej sekundzie tchórzyłem. Przerzucałem kartki, kiedy natknąłem się na nasze wspólne zdjęcie z jej dwudziestych urodzin. Zrobiliśmy jej z chłopakami niezłą imprezkę. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie tamtego wieczoru. To wtedy pierwszy raz ją tak naprawdę pocałowałem. Nie jakiś tam buziak tylko prawdziwy pocałunek. Pełen pasji. I uczucia. Ale to raczej tylko z mojej strony. Przejechałem kciukiem po fotografii. To taka piękna, mądra, kochana dziewczyna. Była przy mnie, kiedy jej potrzebowałem, a ja wszystko schrzaniłem. Bo chciałem czegoś więcej, przyjaźń już mi nie wystarczała. Ale co ja na to miałem poradzić? Ja się po prostu zakochałem, ale nie miałem odwagi, żeby jej to powiedzieć. Nie odważyłem się przez sześć lat. Stać mnie było tylko na pokazywanie zazdrości na każdym kroku i pretensje o tańce, drobne, nic nieznaczące gesty. Ach, gdybym nie poszedł wtedy do niej na siłownię, nie zobaczyłbym tego pocałunku to może bylibyśmy teraz szczęśliwi? Kto wie?
                Moje rozmyślania przerwał Cristianito, który wskoczył na posłanie. Uśmiechnął się do mnie szeroko i przyglądał się dokładnie temu, co robiłem. On był do mnie taki podobny. Nie tylko ze względu na wygląd, bo to było niezaprzeczalne, ale również z charakteru byliśmy tacy sami. Niecierpliwi, uparci i w gorącej wodzie kąpani. Oj, chłopak nie będzie miał w życiu łatwo. No chyba, że będzie się uczył na błędach swojego ojca.
- Co robisz, tatusiu?
- A oglądam stare zdjęcia – poczochrałem mu loczki.
- A to jest ciocia Catalina? – zapytał wskazując na zdjęcie przepięknej kobiety w bikini, pozującej na tle zachodzącego słońca.
- Tak, synku. To ciocia Catalina – na moje usta podświadomie wkradł się uśmiech. Nie mogłem oderwać wzroku od jej idealnych w każdym calu kształtów.
- Tato, a gdzie jest teraz ciocia?
- Nie jestem pewien, ale chyba w Barcelonie.
- A to daleko?
- Nie tak znowu. – westchnąłem – Pamiętasz ten stadion, który ci się tak podobał, jak oglądałeś ostatnio mecz w telewizji?
- Tak.
- No to ciocia jest właśnie tam, gdzie znajduje się ten stadion. Camp Nou. Bo ciocia tam pracuje. Jest tłumaczem, wiesz?
- Aha. – położył się, a potem zadawał kolejne pytania – A czemu ciocia już nas nie odwiedza?
- Bo ciocia się przeprowadziła.
- Ale wcześniej też tu nie mieszkała, ale do nas przyjeżdżała – nie dawał za wygraną, a ja musiałem przyznać, że chłopak był inteligentny. Może nawet bardziej niż ja?
- No tak, masz rację – westchnąłem.
- Tato, a wy się z ciocią pokłóciliście? – wlepił we mnie te swoje śliczne oczka. Nie mogłem go okłamać.
- Tak.
- To nie dobrze. – skrzywił się – Teraz ciocia nie będzie już moją mamusią – powiedział smutno, a mnie zatkało.
- Czemu myślałeś, że Catalina będzie twoją mamusią?
- Bo ja ją kocham i ty ją też kochasz. I myślałem, że ona też nas kocha. I ty patrzyłeś na ciocię tak jak panowie w filmach i myślałem, że też weźmiecie ślub. Tak jak w filmach –tłumaczył mi.
- Niestety życie to nie jest film, synku – przytuliłem go i poszliśmy spać.

***
                Po powrocie z treningu byłem strasznie wkurzony. Miałem nadzieję, że dowiem się, co słychać u Cataliny i czy w tych wszystkich plotkach na jej temat jest choć ziarenko prawdy, czy ma kogoś… Podpytywałem dyskretnie Karina, Ikera, Sergio, a nawet Lucasa, ale nic z tego. Wszyscy mnie zbywali, przewiercając przy tym wzrokiem na wylot. Ramos powiedział mi, żebym się nie wpierdalał, bo już wystarczająco namieszałem i zraniłem jego małą, delikatną, wytatuowaną hiszpańsko-angielską królewnę. Dowiedziałem się jedynie, że utrzymują ze sobą kontakt i często się odwiedzają – Pepe tak twierdził. Co jak co, ale żeby Pepe wiedział więcej niż ja? Przecież Cat nigdy go nawet nie lubiła. Lecz najwyraźniej nawet on był lepszy i bardziej godny zaufania niż ja. To bolało, ale najwidoczniej sobie na to zasłużyłem. Dodatkowe katusze przeżywałem, kiedy tylko rozmawiałem z mamą. Nie było takiego tematu, z którego płynnie nie potrafiłaby przejść na sprawę panienki Beckham…
Chciałem wziąć prysznic, ale zadzwonił mój telefon. Dzwonił Messi, co było dosyć dziwne, bo pomijając sytuacje alarmowe, raczej nie kontaktowaliśmy się ze sobą. Bez wahania przeciągnąłem po ekranie w prawą stronę i przyłożyłem komórkę do ucha. Jednocześnie zamknąłem drzwi od pokoju, żeby nikt nie mógł podsłuchać. Moja rodzicielka bywała nieco wścibska.
- Halo?
- Hej, stary. Co słychać? – zapytał gracz Blaugrany.
- Bez zmian. Jakoś żyję. – zaśmiałem się – A co u was?
- U mnie i Anto w porządku. – był lekko zdenerwowany – Ale to nie o mnie chodzi.
- A o kogo? – dziwiłem się.
- Posłuchaj, ja wiem, co się wydarzyło pomiędzy tobą a Cataliną. Wszystko mi powiedziała.
- I co? Dzwonisz po to, żeby mi powiedzieć, jakim skończonym idiotą jestem? – burknąłem – Nie musiałeś się fatygować, bo ja to świetnie wiem.
- Cris, spokojnie. Chcę, żebyś wiedział, że rozmawiałem z nią i… - wetchnął – Cholera, zapytam prosto z mostu. Ronaldo, czy ty ją kochasz?
- Skąd ci to… - nie dał mi dokończyć.
- Tak czy nie? – naciskał.
- No… - przeciągałem, ale się w końcu odważyłem – Tak. Kocham ją. Ale to już nie ma znaczenia. Ona odeszła i już nie wróci. Wszystko zawaliłem. Wszystko przez to, że byłem o nią cholernie zazdrosny.
- To prawda, że popełniłeś błąd, ale nie mów, że twoje uczucia są bez znaczenia. One mają znaczenie. – mówił spokojnie – Ona cię kocha – wstrzymałem oddech, zamrugałem kilka razy i wypuściłem powietrze.
- Co? Mógłbyś to powtórzyć?
- Catalina powiedziała, że cię kocha! – wydarł się, a potem zaśmiał – Tak wystarczy?
- Tak – zachichotałem.
- Musicie się pogodzić, stary. Ona też za tobą tęskni.
- To co ja mam zrobić?
- Napisz mi, kiedy możesz przyjechać, kup bukiet czerwonych róż, a ja resztę załatwię. Muszę już kończyć, bo ten żarłok Alba przyszedł. O cholera, już mi się ładuje do lodówki. Pa. Jordi, wywalaj od ciasta Cat! – i się rozłączył.
                Nie mogłem w to uwierzyć. Ona mnie kochała. Moja Catalinka odwzajemniała moje pieprzone uczucia! To chyba jakiś cud! Musiałem się postarać. Tym razem nie mogłem nawalić. Nie mogłem dopuścić do tego, żeby znowu mi się wymknęła. Nie tym razem! Przecież to kobieta moich marzeń!
                Szybko sprawdziłem, kiedy mam wolne i poinformowałem Leo, że będę w Barcelonie w poniedziałek rano. Załatwiłem bilet i uśmiechnięty od ucha do ucha udałem się do Casillasa. Powiedziałem, a właściwie wykrzyczałem mu wszystko, czego się dowiedziałem. Byłem taki szczęśliwy. Kapitan życzył mi powodzenia i ostrzegł, że pożałuję, jeśli zrobię jej krzywdę. Znowu. Nie obchodziło mnie to w owym momencie. Liczyła się tylko ona. I to, że zobaczę ją już za trzy dni.



***
No więc powoli kończymy...

6 komentarzy:

  1. Ojej ;) uuu będą razem :) świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Normalnie poprawiłaś mi tym rozdziałem dzień. Nie mogę się doczekać kolejnego, matko jak dobrze, że jest Leo - ten który chce zawsze najlepiej. <3
    I jak to powoli kończymy? ;( nie zasmucaj mnie..
    Czekam na kolejny. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie może trwać wiecznie. I tak też jest z tą historią. Zbliżamy się niestety ku końcowi, ale spokojnie - zakończenie jednego oznacza jednocześnie rozpoczęcie czegoś nowego. ;)

      Usuń
  3. Leo jak zwykle uleczy :D wspaniały obyś tylko ich pogodziła <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudeńko, czekam na kolejny :*/Zuza

    OdpowiedzUsuń