Cristiano
Leżałem na łóżku i przeglądałem album ze zdjęciami.
Tak bardzo za nią tęskniłem. Od czasu El Clásico nie mieliśmy ze sobą żadnego
kontaktu. Mnóstwo razy miałem już wybrany jej numer, ale w ostatniej sekundzie
tchórzyłem. Przerzucałem kartki, kiedy natknąłem się na nasze wspólne zdjęcie z
jej dwudziestych urodzin. Zrobiliśmy jej z chłopakami niezłą imprezkę.
Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie tamtego wieczoru. To wtedy pierwszy raz ją
tak naprawdę pocałowałem. Nie jakiś tam buziak tylko prawdziwy pocałunek. Pełen
pasji. I uczucia. Ale to raczej tylko z mojej strony. Przejechałem kciukiem po
fotografii. To taka piękna, mądra, kochana dziewczyna. Była przy mnie, kiedy
jej potrzebowałem, a ja wszystko schrzaniłem. Bo chciałem czegoś więcej,
przyjaźń już mi nie wystarczała. Ale co ja na to miałem poradzić? Ja się po
prostu zakochałem, ale nie miałem odwagi, żeby jej to powiedzieć. Nie odważyłem
się przez sześć lat. Stać mnie było tylko na pokazywanie zazdrości na każdym
kroku i pretensje o tańce, drobne, nic nieznaczące gesty. Ach, gdybym nie
poszedł wtedy do niej na siłownię, nie zobaczyłbym tego pocałunku to może
bylibyśmy teraz szczęśliwi? Kto wie?
Moje rozmyślania przerwał Cristianito, który wskoczył
na posłanie. Uśmiechnął się do mnie szeroko i przyglądał się dokładnie temu, co
robiłem. On był do mnie taki podobny. Nie tylko ze względu na wygląd, bo to
było niezaprzeczalne, ale również z charakteru byliśmy tacy sami. Niecierpliwi,
uparci i w gorącej wodzie kąpani. Oj, chłopak nie będzie miał w życiu łatwo. No
chyba, że będzie się uczył na błędach swojego ojca.
- Co robisz, tatusiu?
- A oglądam stare zdjęcia –
poczochrałem mu loczki.
- A to jest ciocia Catalina? –
zapytał wskazując na zdjęcie przepięknej kobiety w bikini, pozującej na tle
zachodzącego słońca.
- Tak, synku. To ciocia Catalina
– na moje usta podświadomie wkradł się uśmiech. Nie mogłem oderwać wzroku od
jej idealnych w każdym calu kształtów.
- Tato, a gdzie jest teraz
ciocia?
- Nie jestem pewien, ale chyba
w Barcelonie.
- A to daleko?
- Nie tak znowu. – westchnąłem –
Pamiętasz ten stadion, który ci się tak podobał, jak oglądałeś ostatnio mecz w
telewizji?
- Tak.
- No to ciocia jest właśnie
tam, gdzie znajduje się ten stadion. Camp Nou. Bo ciocia tam pracuje. Jest
tłumaczem, wiesz?
- Aha. – położył się, a potem
zadawał kolejne pytania – A czemu ciocia już nas nie odwiedza?
- Bo ciocia się przeprowadziła.
- Ale wcześniej też tu nie
mieszkała, ale do nas przyjeżdżała – nie dawał za wygraną, a ja musiałem
przyznać, że chłopak był inteligentny. Może nawet bardziej niż ja?
- No tak, masz rację –
westchnąłem.
- Tato, a wy się z ciocią
pokłóciliście? – wlepił we mnie te swoje śliczne oczka. Nie mogłem go okłamać.
- Tak.
- To nie dobrze. – skrzywił się
– Teraz ciocia nie będzie już moją mamusią – powiedział smutno, a mnie zatkało.
- Czemu myślałeś, że Catalina
będzie twoją mamusią?
- Bo ja ją kocham i ty ją też
kochasz. I myślałem, że ona też nas kocha. I ty patrzyłeś na ciocię tak jak panowie
w filmach i myślałem, że też weźmiecie ślub. Tak jak w filmach –tłumaczył mi.
- Niestety życie to nie jest
film, synku – przytuliłem go i poszliśmy spać.
***
Po powrocie z treningu byłem strasznie wkurzony.
Miałem nadzieję, że dowiem się, co słychać u Cataliny i czy w tych wszystkich
plotkach na jej temat jest choć ziarenko prawdy, czy ma kogoś… Podpytywałem
dyskretnie Karina, Ikera, Sergio, a nawet Lucasa, ale nic z tego. Wszyscy mnie
zbywali, przewiercając przy tym wzrokiem na wylot. Ramos powiedział mi, żebym
się nie wpierdalał, bo już wystarczająco namieszałem i zraniłem jego małą,
delikatną, wytatuowaną hiszpańsko-angielską królewnę. Dowiedziałem się jedynie,
że utrzymują ze sobą kontakt i często się odwiedzają – Pepe tak twierdził. Co
jak co, ale żeby Pepe wiedział więcej niż ja? Przecież Cat nigdy go nawet nie
lubiła. Lecz najwyraźniej nawet on był lepszy i bardziej godny zaufania niż ja.
To bolało, ale najwidoczniej sobie na to zasłużyłem. Dodatkowe katusze
przeżywałem, kiedy tylko rozmawiałem z mamą. Nie było takiego tematu, z którego
płynnie nie potrafiłaby przejść na sprawę panienki Beckham…
Chciałem
wziąć prysznic, ale zadzwonił mój telefon. Dzwonił Messi, co było dosyć dziwne,
bo pomijając sytuacje alarmowe, raczej nie kontaktowaliśmy się ze sobą. Bez
wahania przeciągnąłem po ekranie w prawą stronę i przyłożyłem komórkę do ucha.
Jednocześnie zamknąłem drzwi od pokoju, żeby nikt nie mógł podsłuchać. Moja rodzicielka
bywała nieco wścibska.
- Halo?
- Hej, stary. Co słychać? –
zapytał gracz Blaugrany.
- Bez zmian. Jakoś żyję. –
zaśmiałem się – A co u was?
- U mnie i Anto w porządku. –
był lekko zdenerwowany – Ale to nie o mnie chodzi.
- A o kogo? – dziwiłem się.
- Posłuchaj, ja wiem, co się
wydarzyło pomiędzy tobą a Cataliną. Wszystko mi powiedziała.
- I co? Dzwonisz po to, żeby mi
powiedzieć, jakim skończonym idiotą jestem? – burknąłem – Nie musiałeś się
fatygować, bo ja to świetnie wiem.
- Cris, spokojnie. Chcę, żebyś
wiedział, że rozmawiałem z nią i… - wetchnął – Cholera, zapytam prosto z mostu.
Ronaldo, czy ty ją kochasz?
- Skąd ci to… - nie dał mi
dokończyć.
- Tak czy nie? – naciskał.
- No… - przeciągałem, ale się w
końcu odważyłem – Tak. Kocham ją. Ale to już nie ma znaczenia. Ona odeszła i
już nie wróci. Wszystko zawaliłem. Wszystko przez to, że byłem o nią cholernie
zazdrosny.
- To prawda, że popełniłeś
błąd, ale nie mów, że twoje uczucia są bez znaczenia. One mają znaczenie. –
mówił spokojnie – Ona cię kocha – wstrzymałem oddech, zamrugałem kilka razy i
wypuściłem powietrze.
- Co? Mógłbyś to powtórzyć?
- Catalina powiedziała, że cię
kocha! – wydarł się, a potem zaśmiał – Tak wystarczy?
- Tak – zachichotałem.
- Musicie się pogodzić, stary.
Ona też za tobą tęskni.
- To co ja mam zrobić?
- Napisz mi, kiedy możesz
przyjechać, kup bukiet czerwonych róż, a ja resztę załatwię. Muszę już kończyć,
bo ten żarłok Alba przyszedł. O cholera, już mi się ładuje do lodówki. Pa.
Jordi, wywalaj od ciasta Cat! – i się rozłączył.
Nie mogłem w to uwierzyć. Ona mnie kochała. Moja Catalinka
odwzajemniała moje pieprzone uczucia! To chyba jakiś cud! Musiałem się
postarać. Tym razem nie mogłem nawalić. Nie mogłem dopuścić do tego, żeby znowu
mi się wymknęła. Nie tym razem! Przecież to kobieta moich marzeń!
Szybko sprawdziłem, kiedy mam wolne i poinformowałem
Leo, że będę w Barcelonie w poniedziałek rano. Załatwiłem bilet i uśmiechnięty
od ucha do ucha udałem się do Casillasa. Powiedziałem, a właściwie wykrzyczałem
mu wszystko, czego się dowiedziałem. Byłem taki szczęśliwy. Kapitan życzył mi
powodzenia i ostrzegł, że pożałuję, jeśli zrobię jej krzywdę. Znowu. Nie
obchodziło mnie to w owym momencie. Liczyła się tylko ona. I to, że zobaczę ją
już za trzy dni.
***
No więc powoli kończymy...
Ojej ;) uuu będą razem :) świetne :)
OdpowiedzUsuńNormalnie poprawiłaś mi tym rozdziałem dzień. Nie mogę się doczekać kolejnego, matko jak dobrze, że jest Leo - ten który chce zawsze najlepiej. <3
OdpowiedzUsuńI jak to powoli kończymy? ;( nie zasmucaj mnie..
Czekam na kolejny. ;*
Nic nie może trwać wiecznie. I tak też jest z tą historią. Zbliżamy się niestety ku końcowi, ale spokojnie - zakończenie jednego oznacza jednocześnie rozpoczęcie czegoś nowego. ;)
UsuńLeo jak zwykle uleczy :D wspaniały obyś tylko ich pogodziła <3
OdpowiedzUsuńCudeńko, czekam na kolejny :*/Zuza
OdpowiedzUsuńŚwietne
OdpowiedzUsuń