czerwiec
Przeglądałam po raz
kolejny projekty nadesłane przez atelier projektantów rozsianych po całym
globie. Wszystkie dedykowane specjalnie dla mnie, a jednak żaden nie zawrócił
mi w głowie. Westchnęłam i ze zrezygnowaniem opadłam na łóżko. Wzięłam do ręki
maleńką wizytówkę, którą poczęłam obracać w palcach. Sięgnęłam po telefon i
wybrałam numer. Już po chwili byłam umówiona na spotkanie. Niewielki salon w
okolicach La Rambli. Tyle zdołałam się dowiedzieć na temat firmy, którą
poleciła mi Vicky.
- Skarbie, już
jestem! – usłyszałam radosny głos Portugalczyka.
- Na górze! –
odkrzyknęłam. Nie musiałam długo czekać, bo już po chwili obok mojego ciała
leżało drugie, a na moich ustach spoczywały jego wargi – I jak tam?
- A, dobrze. Byliśmy
z chłopakami szukać garnituru. – obdarzył mnie uroczym uśmiechem – A ty? Kiedy
masz przymiarki?
- Jutro w
Barcelonie. Oczywiście jeśli uda im się wpasować w moje oczekiwania.
- Skarbie, wiesz, że
jak dla mnie to ty możesz iść w byle czym albo nawet nago, ale to jest w końcu
nasz ślub i myślałem, że jednak chcesz mieć śliczną, białą suknię? – uniósł
brwi.
- Bo chcę. Tylko, że
żadna mnie nie zachwyciła… - jęknęłam – Jak tak dalej pójdzie, to będziemy
musieli przeło…
- Nawet o tym nie
myśl. Czekałem na to tyle lat i nie ma takiej opcji, żebyśmy przesunęli nasz
ślub. Nie i koniec. Najwyżej pójdziesz w jakiejś starej sukience.
- Ale Cris…
- Nie i koniec. Chcę
cię w końcu zaobrączkować, rozumiesz? – pocałował mnie delikatnie.
- Przecież ci
nigdzie nie ucieknę – zaśmiałam się i wtuliłam w narzeczonego.
***
Długa, biała, bez
rękawów, z górą wysadzaną maleńkimi diamencikami i z trenem. Do tego białe
szpilki i niezbyt mocny makijaż. Włosy lekko podpięte.
W
uszach małe diamenciki idealnie pasujące do pierścionka zaręczynowego. Do tego
biało-kremowy niewielki bukiecik, który nerwowo ściskałam w dłoniach.
Wzięłam głęboki
wdech i spojrzałam na moich towarzyszy. Niby typowa uroczystość, ale u nas nigdy
nic nie mogło być typowe. Począwszy od wejścia panny młodej.
Kiedy po świątyni zaczęły
roznosić się kolejne takty utworu, dzielnie kroczyłam po czerwonym dywanie,
środkiem bazyliki mniejszej. Pod ręce trzymali mnie dwaj mężczyźni. Nie
wiedziałam, którego poprosić, więc poprosiłam ich obu. David i Zinedine
wydawali się być zaszczyceni tym honorem. Dumnie doprowadzili mnie pod ołtarz,
gdzie ucałowali moje policzki i z szerokimi uśmiechami oddali mnie w ręce
reprezentanta Portugalii. Kapłan rozpoczął ceremonię, a mnie w oku zakręciła
się łza, gdy piłkarz obiecywał mi miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Kiedy
tylko na moim serdecznym palcu zagościł złoty krążek, stałam się
najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Wkrótce mogłam po raz pierwszy poczuć na
moich ustach wargi mojego męża.
Po wyjściu z Sagrada Família,
tłum zgromadzonych gości obsypał nas ryżem i wiwatował na naszą cześć. Szybko
podziękowaliśmy im za przybycie i poprosiliśmy o udanie się do zarezerwowanego
wcześniej hotelu, w którym miało odbyć się wesele.
Pięknie przystrojona sala na
całe szczęście pomieściła wszystkich gości, a było ich trzystu. Najpierw
wznieśliśmy toast szampanem z sorbetem cytrynowym, a potem zaprosiliśmy
przybyłych na posiłek, po którym rozpoczęły się tańce. Nasz pierwszy taniec
odbywał się do wykonu Ellie Goulding „Love me like you do” – tak, tak, śpiewała
nam to sama Ellie, co było wielką zasługą Calvina. W tan ruszyli też goście.
Musiałam przyznać, że było
wesoło. Cóż, w końcu grubo ponad setka naszych gości to byli piłkarze ze swoimi
rodzinami. A jak wiadomo, przy nich nie da się nudzić. Na parkiet co chwilę to
porywał mnie ktoś inny. Był Ramos, Casillas, Marcelo, Pepe, Silva, Carvajal,
Khedira, Piqué, Messi, Neymar, Rafinha, Alba, Bravo, Alves, Danilo, James,
Sergio, Bartra, Zinedine, David, Harris, Brooklyn, Cruz, Romeo, Junior, Dwayne,
Jota, Gil, Enrique, Mourinho, Ancelotti, Mascherano, Carvalho, Nuno, Xabi,
Xavi, Iniesta, Douglas, Adriano, Ivan, Isco i wielu, wielu innych. Do tego jeszcze
nasze rodziny… No i oczywiście świadkowie. Z mojej strony była to oczywiście
Rita, ale kto by się spodziewał, że świadkiem na ślubie Cristiano Ronaldo
zostanie sam Lionel Messi? Chyba nikt oprócz pary młodej. Dla Crisa oczywiste
było, że gdyby nie Argentyńczyk, to na pewno nie wkraczalibyśmy właśnie w nowy
etap naszego życia. W końcu to właśnie on postanowił wziąć sprawy w swoje ręce
i doprowadzić do naszego spotkania. To on był ojcem chrzestnym tego małżeństwa
i co do tego nie było żadnych wątpliwości. Przynajmniej dla nas. Byłam wręcz
przekonana o tym, że prasa jutro zwariuje. Ale kto by się tym przejmował? Bo na
pewno nie my.
Zabawa przy najlepszych hitach
trwała do białego rana. Dzikie tańce, żarty, rozmowy, alkohol lejący się
strumieniami, dobra muzyka, liczne zdjęcia… Takie właśnie było wesele państwa dos
Santos Aveiro, którzy nazajutrz wieczorem mieli wyruszyć w podróż poślubną do
Cartageny w Chile…
CUDOWNY! Chyba lepiej sama bym tego nie napisała, co ja muszę na pewno nie!
OdpowiedzUsuńRaduje się z powodu ślubu, ale smuce bo to już prawie koniec. ;(
Boski <3 Wreszcie Happy end ^^ /Zuza
OdpowiedzUsuńBoskie szkoda, że już się kończy <3 / Kinia:*
OdpowiedzUsuń