6.08.2015

15

                Po wyjściu z lotniska tradycyjnie przywitał mnie deszcz. No tak. W końcu to był Londyn. Dojrzałam z daleka auto wujka. Uśmiechnęłam się delikatnie i ruszyłam w jego stronę. Cały czas starałam się być radosna, żeby rodzina niczego nie zauważyła. No bo co ja im miałam niby powiedzieć? Że pokłóciłam się z chłopakiem, z którym sypiałam, bo zobaczył jak całowałam się z innym? Przecież to beznadziejne! A dodajcie sobie jeszcze do tego, że obaj panowie byli kumplami z Realu. Cholera, dlaczego ja się zawsze musiałam w coś takiego pakować? Kompletna ze mnie idiotka.
                Na całe szczęście zaraz po dotarciu do posiadłości Beckhamów, w obroty wzięła mnie Victoria. Na dzień dobry zarzuciła mnie toną makulatury, którą miałam przejrzeć. Mimo że miałyśmy prawie cały miesiąc do Fashion Weeku, wręczyła mi także szczegółowy grafik. W sumie cieszyłam się z takiego obrotu spraw, bo wiedziałam, iż w natłoku zadań, nie będę miała czasu na cokolwiek znajdującego się poza harmonogramem. Serio. Były tam nawet zawarte konkretne godziny posiłków, kąpieli, snu i takie tam. Nie mogłam więc się zamartwiać i rozmyślać nad sytuacją z Madrytu. Powód był prosty. Projektantka nie umieściła tego w schludnej tabeli. I chwała jej za to! Dlatego też szybko wrzuciłam do sieci jedno ze zdjęć przedstawiających całą rodzinkę.


„Dziękuję Bogu za tak wspaniałą rodzinę. Nie mogłam trafić lepiej. Kocham Was <3” 

***
                To, że dzieci miały dar przekonywania, a zwłaszcza swoich rodziców, wszyscy wiedzieli od dawna i nie podlegało to żadnej, nawet najmniejszej dyskusji. W tej kwestii nie odstawali od swoich rówieśników także moi kuzyni. A zwłaszcza Romeo i Cruz. Chodzili za swoją matką cały dzień. Dosłownie! I tak jej marudzili, że biedaczka nie miała innego wyjścia, jak tylko „wpisać do mojego grafiku” dwie godziny poświęcone na mecz. Na dodatek poparcie głowy rodziny czyli Davida przypieczętowało zwycięstwo chłopców. Tak więc skończyłam 24 stycznia o 15:00 na sofie przed wielkim telewizorem, oglądając z moimi pasjonatami spotkanie Real Madryt – Córdoba. Becks zdenerwował się, kiedy już w drugiej minucie Sergio faulował i został odgwizdany rzut karny. Natomiast w 27. minucie Karim zdobył bramkę wyrównującą. Romeo aż podskoczył z radości. Uśmiechałam się do niego. W końcu ja wyglądałam tak samo, kiedy to Barcelona zdobywała bramkę. W tej kwestii byliśmy do siebie bardzo podobni. Na pierwszy rzut oka widać było, że byliśmy spokrewnieni. W ogóle drugi syn Beckhamów był do mnie bardzo podobny. Przede wszystkim z charakteru. Można powiedzieć, że jedyne co nas dzieliło, to kluby, którym kibicowaliśmy.  W międzyczasie zdążyłam zrobić zdjęcie moim dwóm mężczyznom, a David wstawił je na swój profil.

„W przerwie meczu naszej panience się nudziło. :p Dziękujemy za zdjęcie, Cat. <3” 
Nie przyglądałam się zbytnio rozgrywce – tępo śledziłam akcje, ale coś przykuło moją uwagę w 82. minucie. Coś, czego ani ja, ani moi towarzysze nie mogli się spodziewać. W polu karnym znalazło się kilku zawodników obu drużyn. Ronaldo dos Santos Aveiro był wśród nich. Gapiłam się na ekran i nie wierzyłam własnym oczom! On nigdy się tak nie zachowywał. Ostatnimi czasy wydawało mi się, że się nieco uspokoił, ale teraz? Kopnął Edimara i wdał się w przepychanki! Alejandro José Hernández Hernández natychmiast wyciągnął w jego stronę kartonik. Czerwony. Zdenerwowany napastnik niechętnie zszedł z boiska.
                Ta cała sytuacja wytrąciła mnie z równowagi. Po końcowym gwizdku i tradycyjnej herbatce i ciasteczkach owsianych poszłam do siebie do pokoju i wyciągnęłam zakopany na dnie torby telefon. Napisałam krótkiego smsa do Ramosa z pytaniem, co się stało? Dlaczego Cristiano tak postąpił? On mi jednak odpisał tylko tyle, że nie wiedział, ale od wtorku Portugalczyk chodził podminowany i wkurzony. Podobno był obrażony na cały świat. Po odczytaniu wiadomości dostałam kolejną. Tym razem od zaniepokojonego Ikera. Chciał wiedzieć, czemu się nie odzywałam i wyjechałam bez pożegnania. Miałam przecież przyjść na stadion przed wylotem. Wysłałam mu jedynie lakoniczną informację, że wszystko było w porządku i żeby się nie martwił. Następnie zdjęłam z komórki obudowę, wyjęłam baterię i kartę oraz wrzuciłam sprzęt do szuflady szafki nocnej. Chciałam być przez pewien czas poza zasięgiem całego świata, ludzkich spraw…
Coś mi jednak nie dawało spokoju. Ronaldo chodził zdenerwowany już od wtorku. Pomyślałam, że to musiał być dziwny zbieg okoliczności. Przecież to było zaraz po naszej kłótni i moim wyjeździe… Sama już nie wiedziałam, co o tym myśleć. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że to ja mogłam doprowadzić do takiego stanu psychicznego piłkarza. Ale przecież gdyby mu zależało albo cokolwiek, zadzwoniłby, napisał. A nie zrobił tego. Nie odezwał się ani jednym słowem. Dlaczego więc to ja miałam się czuć winna? Nie zrobiłam niczego złego. To on na mnie nakrzyczał i powiedział parę przykrych słów. Dał mi w ten sposób do zrozumienia, że nie chce mieć ze mną już nic wspólnego…

***
                Dwunastego lutego w czwartek upięłam włosy, zrobiłam nienaganny makijaż, którego najważniejszym punktem były czerwone usta i założyłam przygotowaną wcześniej sukienkę. Pochodząca z kolekcji LA MANII asymetryczna, biało-czarna z motywem kraty kreacja idealnie nadawała się na dzisiejszy wieczór.
Nie było może zbyt ciepło, ale w Londynie nigdy nie było ciepło. Dawno już się z tym pogodziłam. Tak więc wsiedliśmy razem z Ritą, Victorią i Davidem do czarnej limuzyny i udaliśmy się na wyznaczone miejsce. 
                Początkowo nie chciałam się zgodzić. Nie chciałam nawet słyszeć o tym wyjściu, ale na Orę nie było mocnych. Koniec końców jej uległam. I skończyło się tak, że całą czwórką udaliśmy się na londyńską premierę „50 twarzy Greya”. Wokół czerwonego dywanu nagromadziło się mnóstwo osób. Paparazzi, dziennikarze, fani, gwiazdy… Od dawna dzierżyłam w swojej dłoni wejściówkę, ale ten wieczór miał wyglądać nieco inaczej. Nie miałam przychodzić tutaj z Beckhamami. Miałam się tu pojawić w towarzystwie mojego przyjaciela. Miał przylecieć do stolicy Anglii i wspólnie mieliśmy zamiar obejrzeć ten film. Premierowy pokaz. Prawdziwa gratka. Nie każdy ma takie szczęście. Ale na dwa dni przed walentynkami niestety nic nie było takie, jakie miało według mnie być jeszcze dwa miesiące temu. Cristiano nie pojawił się. Nie odezwał się słowem od tamtego incydentu. Było mi przykro, że tak szybko przekreślił prawie sześć lat naszej znajomości. Nie zależało to jednak ode mnie. Musiałam się z tym po prostu pogodzić. Nie mniej jednak to właśnie ze względu na fakt, że miałam się pojawić na tej uroczystości w towarzystwie piłkarza, tak bardzo nie chciałam tam iść.

***
No, cóż...
W ostatnim wpisie trochę im namieszałam, ale...
...to jeszcze nie koniec! :D
Ślicznie proszę o komentarz każdego, kto przeczyta - to dla mnie bardzo ważne.

5 komentarzy:

  1. A już myślałam, że może się spotkają.. Ale muszę sobie jeszcze poczekać. ;D
    Cuuuudo <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski! <3
    Mieszaj, mieszaj ;3 Hhaha ^^
    Czekam na kolejny! ;*/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowalam cię do Liebster Blog Award http://elamorestaenelaireneymarjr.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-award.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, hej, hej... Dostałaś ode mnie nominację do LBA ;-)
    http://lafloveandfootball.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń