10.08.2015

16

Po tygodniu mody w stolicy Anglii byłam wykończona. To nie było do końca tak, jak opisywały to media. No, może jeśli chodziło o osoby, które szły tylko popatrzeć. Ja miałam jednak tę przyjemność, że pomagałam Vic we wszystkich przygotowaniach. Wierzcie lub nie, ale przy tym naprawdę było mnóstwo roboty. Istne urwanie głowy. Jednak kiedy przyszedł czas, że 24 lutego mogłam spokojnie zasiąść w pierwszym rzędzie z Ritą i obejrzeć najnowsze kolekcje, odetchnęłam z ulgą.
Po godzinnych przygotowaniach – w końcu to Fashion Week London 2015, więc nie mogłam wyglądać jak jakiś kocmołuch – śmiałam się z Ritą, przypominając sobie nasz epizod na jednym z pokazów mody. Na całe szczęście naszym zadaniem na dziś było jedynie ładnie wyglądać. Ora założyła białą mini z wycięciami od HERVE LEGER,
a ja czarną sukienkę z długim tyłem od LA MANII.
O nasze fryzury i makijaże zadbał zespół Vic, więc nie musiałyśmy się tym przejmować. Wieczór był świetny. To był już finał, co oznaczało jedno – powinnam wrócić do Madrytu. Obiecałam chłopakom, że zaraz po pokazach przyjadę ich odwiedzić. Ale to było jeszcze przed kłótnią z Ronaldo. Nie chciałam się z nim widzieć. Nie miałam na to siły. Udawałam, że wszystko było ok, ale Brooklyn i Rita coś wyczuli. Nie dręczyli mnie, lecz wiedzieli, iż coś nie grało.

                Po powrocie do domu rozebrałam się, wykąpałam i rzuciłam na łóżko. Otworzyłam szufladę szafki nocnej i z samego dna wygrzebałam telefon. Włożyłam baterię i włączyłam urządzenie. Nie robiłam tego od dnia pamiętnego meczu. Przez cały czas pobytu z Londynie nie miałam kontaktu ze światem zewnętrznym. Zero rozmów telefonicznych, smsów, Facebooka, Twittera, Instargama. Ale musiałam powrócić do żywych. Miałam w tym jeden cel. Szybko odnalazłam upragniony kontakt i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po dwóch sygnałach usłyszałam aksamitny głos.
- Hej, Cat. Co tam słychać? Jak po tygodniu mody?
- Cześć, Irina. Wszystko poszło zgodnie z planem. Ale padam ze zmęczenia – westchnęłam.
- Witaj w moim świecie. – zaśmiała się – Ale coś mi się wydaje, że nie o to chodzi. Powiesz mi, co się stało?
- Irina… - jęknęłam – Ja już nie wyrabiam… - przewróciłam się na bok – Ten Barbados jest jeszcze aktualny?
- Kochana, no pewnie, że tak. Kiedy chcesz jechać?
- Jak najszybciej.
- Dobra, to ja wszystko załatwię i do ciebie zadzwonię. Jedziemy tylko my czy ktoś jeszcze?
- Rita jedzie w trasę, a Antonella pojechała do rodziny, więc tylko my dwie.
- Trzymaj się, kochana. Pojedziemy, to mi wszystko opowiesz, ok? Słyszę, że coś jest nie tak, ale to nie rozmowa na telefon. Buziaki.
- Papatki – cmoknęłam do telefonu i się rozłączyłam.
                Już przysypiałam, gdy dostałam smsa od modelki. Zabukowała nam lot na jutrzejszy wieczór. O 21:00 miałam się stawić na lotnisku.

***
                Tuż po wschodzie słońca byłyśmy na miejscu. „Tamarind Cove Hotel” był po prostu prześliczny. Tuż przy plaży, wielki basen, bar. Shayk nie byłaby sobą, gdyby nie wybrała dla nas największego i najdroższego zarazem apartamentu.
Ale kto bogatemu zabroni? Rozpakowałyśmy się, przebrałyśmy w stroje kąpielowe i poszłyśmy na plażę. Irina miała na sobie czarno-różowe bikini od AGENT PROVOCATEUR,
a ja biało-beżowe od LISY MARIE FERNANDEZ.

                Najpierw wypróbowałyśmy wodę, a potem zaległyśmy na leżakach z drinkami w dłoniach. Czułam, że właśnie tego było mi potrzeba. Ładowałam baterie. Mogłam w końcu odsapnąć. Odciąć się choć na chwilę od zabiegania i melancholii Londynu, kłopotów w Madrycie i pracy w Barcelonie. Oczywiście nie obeszło się bez zdjęć. Irina dodała swoje zdjęcie z plaży w stroju kąpielowym,
a ja to w bardzo wygodnym „koszyku”.

#barbados#cudownie#just#relax#gracias#Irina

***
                Czas spędzany z modelką wydawał się być błogosławieństwem, darem od Boga, nagrodą za codzienne wysiłki. Musiałam przyznać, że świetnie się z Iriną rozumiałyśmy. Nadawałyśmy na tych samych falach – tak jak z Antonellą i Ritą. Brunetka widziała, że coś było ze mną nie tak i od razu skapnęła się, że pewnie maczał w tym palce jej były partner. Nie mogłam zaprzeczyć, bo pewnie momentalnie wyczułaby kłamstwo. Nie miałam więc wyboru i wszystko jej opowiedziałam. Dziewczyna stwierdziła, że Portugalczyk zachowywał się tak, jakby chciał mnie mieć na własność. Podobno podejrzewała, że on coś do mnie czuł. Nie chciałam się jednak dać przekonać do tej idei, toteż po pewnym czasie moja towarzyszka odpuściła temat. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zechciała mi poprawić humoru. I tak o to postanowiła, że wychodzimy się zabawić i zapomnieć o całym bożym świecie. A jej zdjęcie wrzucone na profil jedynie to potwierdzało.

„Towarzyszka Shayk potwierdza gotowość do zabawy! No, już, Beckham Martinez! Pospiesz się, bo nam największe ciacha zwieją – a raczej Tobie. :p”

***
                Nie wiedziałam, dokąd miałam pojechać. Opcje były trzy: Londyn, Madryt i Barcelona. Pozycja numer dwa odpadła jako pierwsza z wiadomych powodów. Co do Wielkiej Brytanii to miałam już po dziurki w nosie tej jej flegmatyczności. No więc Katalonia. Shayk zaoferowała się, że pojedzie ze mną, ponieważ miała mieć jeszcze trochę wolnego, a nie chciała sama siedzieć w domu, bo Dwayne wyjechał na zdjęcia do nowego filmu.
                Niestety musiałyśmy skrócić nasze wakacje, ale tylko o jeden dzień. Bowiem zadzwonił do mnie Messi z prośbą. Nadszedł przez wszystkich w klubie wyczekiwany czas negocjacji przedłużenia kontraktu Alvesa. I pojawił się pewien problem. Albowiem zarówno nowy agent Brazylijczyka jak i on sam mieli problem ze zrozumieniem treści dokumentu. Negocjacje stanęły więc w martwym punkcie. Potrzebny był tłumacz. I to jak najszybciej. Lionel od razu pomyślał o mnie. Biegle mówiłam po portugalsku, a hiszpański był w końcu moim językiem ojczystym. Kataloński – a to o to tu przede wszystkim chodziło - też w żadnym wypadku nie stanowił problemu. Nie wahałam się ani sekundy. Wiedziałam, że musiałam im pomóc, jeśli tylko miałam taką okazję. Na lotnisku zdążyłam jeszcze zrobić szybkie zdjęcie Irinie i je podpisać:
„Z tą panienką już nie podróżuję – zdecydowanie za dużo bagażu. Haha ;*”


***
                Uczesana w wysokiego koka i ubrana w biały garnitur THEORY przekroczyłam mury Camp Nou.
Przy recepcji na skórzanej kanapie czekał już na mnie Brazylijski obrońca. Uśmiechnął się na mój widok, więc musiał mnie poznać. Tylko skąd mógł wiedzieć, jak wyglądałam? Skarciłam się za to pytanie w myślach, bo przecież wystarczyło, żeby Leo pokazał mu nasze wspólne zdjęcie z gali z Zurychu, których miał pod dostatkiem. Kroczyłam pewnie i uścisnęłam dłoń piłkarza, z którym się szybko przywitałam w jego ojczystym języku. Ucieszył się i podziękował, że stawiłam się tak szybko. Zwłaszcza, że byłam przecież na wakacjach z przyjaciółką. Gadatliwy zawodnik zaprowadził mnie ciemnym, marmurowym korytarzem do jednego z biur. Siedziało tam już kilku mężczyzn. Jak się okazało, był tam nowy agent Daniela, nowy dyrektor sportowy FCB, prezydent klubu i prawnik. Zajęłam miejsce u szczytu stołu i zaczęliśmy negocjacje. Wysłuchiwałam jednej strony i tłumaczyłam wszystko drugiej, a potem na odwrót. Wszystkim zależało na podpisaniu jak najkorzystniejszej umowy, ale porozumienie okazało się nie tak znowu łatwe do osiągnięcia. Nie było więc mowy, żeby wszystko zostało załatwione na jednym spotkaniu. Cała ta akcja trwała parę dni. Zakończyło się przedłużeniem kontraktu, co było chyba najważniejsze w owym momencie dla wielu kibiców. Włączając oczywiście w to grono mnie.

                Po owocnej współpracy pan Bartomeu zaprosił mnie na spotkanie nazajutrz. Miał bowiem dla mnie jakąś propozycję. Z kolei Alves uparł się, iż w ramach wdzięczności porywa mnie na drinka. Siedzieliśmy więc w jednym z lepszych klubów w mieście i sączyliśmy alkohol, rozmawiając przy tym ochoczo.
- Cat, a ty ile właściwie znasz języków? – zapytał piłkarz.
- Hm, pomyślmy… Portugalski, hiszpański, a w tym zarówno castellano jak i català, angielski, włoski, francuski, trochę rosyjskiego, szwedzkiego, niemieckiego… Ale te trzy ostatnie to tylko w stopniu komunikatywnym. Czyli pięć języków biegle. No i dwa dialekty – uśmiechnęłam się uroczo.
- Wow, to sporo – przyznał.
- No wiesz, jak wujostwo wysyła cię na różne kursy, a na dodatek odwiedzasz ich w różnych miejscach na świecie to tak wychodzi. – westchnęłam – Francuskiego nauczyłam się dopiero, kiedy David podpisał kontrakt z PSG.
- A portugalskiego?
- Chyba jak miałam jakieś jedenaście lat zaczęłam się uczyć. Chciałam poznać język Ronaldinho. – zaśmiałam się, kręcąc przy tym głową – Ale do kontynuowania tego nakłonił mnie Ronaldo. Uparł się, że jak sama się nie będę uczyła, to on zacznie mi udzielać prywatnych lekcji. No i wolałam nauczyć się bez jego pomocy.
- Z pewnością był niepocieszony. – mrugnął porozumiewawczo - Długo cię do siebie przekonywał?
- Ponad rok. Byłam pod wrażeniem jego determinacji i starań.
- Gerard mówił, że Ramos mu wspominał kiedyś na zgrupowaniu, jak to Cristiano latał za tobą przez kilka lat.
- Cały czas lata. A raczej latał. Prawie sześć lat. – pokazałam barmanowi, że czekam na dolewkę – Pokłóciliśmy się ostatnio i nie mam z nim kontaktu…
- Jak kocha, to przeprosi – zachichotał.
- My jesteśmy tylko przyjaciółmi – dałam mu kuksańca, a on pokazał na oko w geście „Jedzie mi tu czołg?”. Nie chciałam dłużej drążyć tego tematu, więc skierowałam naszą rozmowę na inne tory. Podpytywałam go o chłopców z drużyny i takie tam. Obiecał, że zabierze mnie ze sobą na następny trening i przedstawi mnie jako swoją bohaterkę, która uratowała jego karierę w Katalonii. Myślałam, że żartował jak zwykle, ale on był poważny! Prawie zakrztusiłam się przez niego napojem wyskokowym!

***
                Wstałam wcześnie rano, wypiłam kawę, ubrałam szarą melanżową mini ze swetrowego materiału, poprawiłam włosy, zrobiłam makijaż i ruszyłam w stronę siedziby Dumy Katalonii.
Przywitałam się z recepcjonistką i udałam się prosto do gabinetu Bartomeu. Zapukałam delikatnie i weszłam do środka. Podaliśmy sobie dłonie, a następnie zajęłam miejsce na fotelu naprzeciw prezydenta. Zaczął mi opowiadać, jak to się świetnie złożyło, że mogłam przyjechać i pomóc im w dopełnieniu umowy. Podobno wszyscy byli mi wdzięczni, jak również pod wrażeniem moich zdolności lingwistycznych. Kogoś takiego jak ja im brakowało. Osoba posługująca się wieloma językami, a na dodatek lubiąca piłkę nożną oraz oddana w całości drużynie – rzadko spotykany okaz. I tutaj pojawiła się oferta skierowana do mnie. Chcieli mieć kogoś takiego w swojej ekipie. Nie wierzyłam własnym uszom! Bartomeu właśnie zaproponował mi pracę w klubie! Miałam być tłumaczem. Zatkało mnie, ale po chwili się ocknęłam i spojrzałam na mężczyznę, który promiennie się do mnie uśmiechał, ale jednoczenie był poddenerwowany. Nie wiedział, jaką mogłam podjąć decyzję. Mi to jednak nie zajęło wcale dużo czasu, bo już po pierwszym szoku byłam pewna, że taka okazja mogła się więcej nie powtórzyć. Pokazałam rządek białych perełek i rzekłam:

- To kiedy mogę zacząć i gdzie podpisać ten cyrograf?

***
                Tak jak obiecał obrońca we wtorek zabrał mnie ze sobą do Ciutat Esportiva. Kazał mi pójść na boisko, a sam udał się w celu przebrania. Po kilku minutach doszły do mnie śpiewy i głośne śmiechy. Nim się zorientowałam, zostałam porwana w objęcia Messiego. Bardzo się ucieszył na mój widok i żałował, że nie namówił na przyjazd Antonelli. Uspokoiłam go nieco, zapewniając, iż wpadnę do nich wieczorkiem. Tak więc przytulona przez Argentyńczyka i Brazylijczyka, który momentalnie znalazł się przy nas, przedstawiono mnie piłkarzom, jak również trenerowi i sztabowi szkoleniowemu. Okazało się, że z wyglądu byłam im całkiem dobrze znana, ponieważ Ramos i Casillas chwalili się mną i moimi nowymi zdjęciami na każdym możliwym zgrupowaniu. I tak oto Gerard chyba wiedział o mnie dosłownie wszystko!
Cały czas z moich ust nie schodził uśmiech. Nie spodziewałam się, że chłopcy są aż tak sympatyczni. Wszyscy byli jak jedna wielka rodzina. Chociaż też zachowywali się momentami niczym przerośnięte dzieciaki. Może to po prostu cecha charakterystyczna wyróżniająca piłkarzy spośród innych ludzi? Nie miałam pojęcia, ale z każdym kolejnym dniem spędzanym w towarzystwie sportowców, ta teoria wydawała mi się coraz bardziej prawdopodobna.

***
- Dobra, masz wszystko? – spytałam się brunetki, która twierdząco pokiwała głową, ale minę nadal miała niepewną.
- Ale co z małym?
- Pilar, zostaw to mnie. Powiedziałam, że zabieram cię do SPA z okazji twoich 37. urodzin i że wszystko załatwię, więc spokojnie – puściłam jej oczko, a ona odwzajemniła to szerokim uśmiechem.
                Wrzuciłam walizkę przyjaciółki do bagażnika taksówki i kazałam kierowcy pojechać pod ośrodek szkoleniowy Królewskich. Na miejscu wysiadłam z auta i pewnym krokiem podeszłam do rozmawiającego przy wejściu z Ikerem, Ramosa. Przywitałam się z piłkarzami, po czym ucałowałam niespełna rocznego chłopczyka, którego miałam na rękach, wręczyłam go blondynowi i posłałam uroczy uśmiech, skonfundowanemu mężczyźnie.
- Co to ma znaczyć?
- Eee… Sergio, jakbyś nie wiedział, to  to jest twój syn i ma na imię Sergio.
- Wiem, ale co on tutaj robi?
- Rubio ma jutro urodziny. – pokiwał głową – Obiecałam jej coś podczas gali w Zurychu, a wiesz, że ja obietnic dotrzymuję. No więc zabieram ją na dwa dni do SPA w Sewilli. Wiesz, tam gdzie już kiedyś byliśmy. A jako że to miejsce wyciszenia, to nie można tam jechać z dziećmi. Ale na całe szczęście dzieci mają nie tylko matki, ale też ojców. Więc powodzenia. Masz syna tylko dla siebie przez te dwa dni. No chyba, że się nam przeciągnie.
- Co? Jakie przeciągnie?! Zwariowałaś?! Ja mam klasyka za pięć dni!
- Wiem, Słońce. Jestem pewna, że dacie sobie radę.
- No, Ramos, nieźle – zaśmiał się Casillas.
- A ty z czego się śmiejesz, baranie? – burknął na niego przyjaciel.
- No właśnie Iker, bo ten… Martina musisz odebrać za pół godziny ze żłobka. Sara jedzie z nami – posłałam im buziaka, pobiegłam do auta i kazałam taksówkarzowi odjeżdżać czym prędzej. Śmiałyśmy się przez całą drogę na lotnisko. Zapowiadał się świetny wypad w babskim towarzystwie. Chyba właśnie tego ostatnio potrzebowałam. Może życie przybrało szaleńczy bieg. Chwila spokoju, relaksu i osoby, które będą mi nadskakiwać. O, tak… To lubiłam!
                Zaraz po zakwaterowaniu udałyśmy się na masaż. Jako znane osoby miałyśmy tutaj pewne przywileje. Dzięki temu nasze zabiegi odbywały się w jednym pomieszczeniu, abyśmy mogły swobodnie porozmawiać. Ja zdecydowałam się na masaż kokosowy, Pilar postawiła na masło kakaowe, a Sara na masło karite. Od dawna potrzebowałam takiego rozluźnienia i dopieszczenia. Wszelkie troski zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Po tej niewymiernej przyjemności udałyśmy się na posiłek. Zgodnie wybrałyśmy sakiewki z czekoladowych naleśników ze świeżymi owocami. W czasie pobytu zaliczyłyśmy też kardamonowy pilling, manicure, pedicure, hennę brwi, kąpiel Kleopatry, a także aromatyczny i pobudzający zmysły „rytuał czekoladowy”. Jeśli dorzucisz sobie do tego pakietu świetne jedzenie i wyśmienite wręcz wino… Na myśl przychodzi jedynie jedno określenie – RAJ NA ZIEMII. Kilka pamiątkowych fotek powędrowało na moje profile w mediach społecznościowych.

„Gdy nie ma panów… ;D”

„Dwie leżą i wypoczywają po masażu, a trzecia robi zdjęcie. ;) Kochamy Cię, Sara! <3”


„Rubio i Carbonero zrelaksowane jak nigdy, a wszystko dla naszej jubilatki. Babskie SPA zawsze najlepsze! Kocham Was! <3 PS Mamy nadzieję, że Iker i Sergio jeszcze żyją i dają radę z własnymi latoroślami. Wytrzymajcie jeszcze trochę, chłopcy. Jutro wracamy. :*”



***
Dziś bez Cristiano, ale obiecuję, że Wam to wynagrodzę...kiedyś. :p
Kiedy dokładniej? Obiecuję, że w następnym rozdziale.
Coś się szykuje. ;*

9 komentarzy:

  1. Cudowny, długi, cudowny, długi rozdział! <3
    Tyle się wydarzyło, że nie wiem od czego zacząć. Może i dobrze, że nie było Cristiano? Odpoczela dziewczyna od niego, a skoro szykujesz coś w następnym rozdziale no to zapewne będzie się działo. XD
    Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, będzie się działo. Wiesz, że uwielbiam "drobne sprzeczki" ;*

      Usuń
  2. Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem zachwycona zwłaszcza że jest to opowiadanie również o Ronaldo :D Zyskałaś kolejną czytelniczkę czyli MNIE :):* Co do naszych bohaterów to szczerze mam nadzieję że Cris i Catalina wszystko sobie poukładają ... widać że Ronaldo żywi jakieś uczucia do dziewczyny i liczy na coś więcej... Hmm zaś Catalina jest dla mnie zagadką jeszcze nie mogę jej rozgryźć ...

    Ps. No cóż jeżeli miałaś byś ochotę to zapraszam na mojego bloga na którym piszę opowiadanie :) A tymczasem czekam z niecierpliwością na nowość tutaj :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, bardzo mi miło. :D No, cóż... Cat niepodważalnie jest istną zagadką, ale taka już jej natura. Kiedyś z pewnością doczekacie się opisu jej uczuć, ale to w przyszłości. ;) Z pewnością wpadnę i także pozdrawiam.

      Usuń
  3. Takiej długości rozdziały, w Twoim wykonaniu to bomba <3 Aż szkoda że się skończył ;/ No ale będę następne <3
    Rozdział świetny, sporo się działo ;D
    Czekam na kolejny ;*/Zuza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że następne mogą nie być już tak długie, ale postaram się, abym nie zawiodła. ;*

      Usuń
  4. Świetny *__* Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i już wyobrażam sobie co się będzie w nim działo xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Boski. Czyżby spotkali się na klasyku? :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A obrazisz się, jak nie odpowiem na to pytanie? :p

      Usuń